Cool po koreańsku (recenzja)

 


"Koreańska myśl techniczna miała w tych czasach bardzo złą sławę. Fakt, że świat o tym zapomniał, jest doskonałym świadectwem, jak skuteczna okazała się koreańska strategia kreowania marki".

"Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu. Jak jeden naród podbił świat za pomocą popkultury" Euny Hong ma na celu przybliżenie narodzin koreańskiej fali. O fenomenie tym opowiada dziennikarka, która jako dziecko przeprowadziła się ze Stanów Zjednoczonych do Korei Południowej - nie tej, którą znamy dzisiaj, tylko państwa ciągle jeszcze kontrolowanego przez dyktaturę Chun Doo-hwana, opętanego obsesją antykomunizmu i produkującego słabą elektronikę.  Euny Hong była świadkiem przemiany Korei Południowej, która w bardzo krótkim czasie stała się "cool" za sprawą kultury popularnej. Ten nagły i niespodziewany sukces to nie tylko zasługa pojawienia się odpowiednich artystów, ale przede wszystkim szczegółowego planowania ze strony rządu i samej mentalności Koreańczyków, potrafiących poświęcić wiele by zbudować ten zbiorowy sukces. Choć tematyka jest niezwykle ciekawa, a autorka pisze w bardzo przystępny sposób - nie unikając przy tym ironii - to "Cool po koreańsku" jest słabym reportażem. Nie oznacza to jednak, że jest złą książką - świetnie się ją czyta jako pewien rodzaj biografii czy wspomnień o dorastaniu w kraju, który przechodzi niezwykłą transformację. To w dużej mierze rozliczenie Euny Hong z decyzją rodziców o przeprowadzce i jednoczesna próba zrozumienia jak ten "koszmarny" kraj z dzieciństwa stał się popularną Koreą Południową. To spojrzenie - osoby jednocześnie z zewnątrz, jak i wewnątrz jest niezwykle ciekawe i pozwala dostrzec wiele specyficznych cech państwa, które mogłyby umknąć zarówno Koreańczykowi, jak i dziennikarzowi analizującemu temat "na chłodno".

Dlaczego "Cool po koreańsku" wypada słabo jako reportaż? Przede wszystkim jest to tekst niezwykle subiektywny, w którym osoba autorki jest mocno zaznaczona. Euny Hong odwołuje się do własnych doświadczeń opowiadając o Korei Południowej, często generalizując. Właśnie ta generalizacja stanowi jeden z największych mankamentów książki - warto czytając brać na to poprawkę i krytycznie podchodzić do stwierdzeń mających na celu opisanie doświadczenia pokolenia jedynie z perspektywy uprzywilejowanej dziewczyny dorastającej w Gangnam. Kolejna kwestia to sama struktura tekstu - nie każdy rozdział odnosi się do popkultury i stanowi jej analizę. O wyborze znów decydowały doświadczenia Autorki - stąd chociażby obszerne fragmenty o Korei Północnej, która była jej przedstawiana w dzieciństwie jako potworne państwo. Nijak ma się to do tematu reportażu - drogi Korei Południowej do zbudowania sukcesu koreańskiej kultury popularnej. Podobnie kary cielesne - zamiast nawiązać do koreańskiej fali i chociażby szkoleń artystów, rozdział skupia się na doświadczeniach autorki. Wpływa to także na same rozdziały - ten o kinie w dużej mierze opowiada o upodobaniach Autorki, a dopiero na koniec krótko analizuje zjawisko popularności koreańskiego filmu. Najciekawsze stwierdzenia dotyczące koreańskiej kultury to przytoczone wypowiedzi krytyków. Niestety sprawia to wrażenie, że Euny Hong nie jest specjalistką od tego o czym pisze; przeprowadzony przez nią samą research jest pobieżny, a w połączeniu z tendencją do generalizacji zakłamuje obraz. Przykładowo Autorka porównując popkulturę japońską i koreańską zauważa, że ta druga jest bardziej purytańska - i dlatego szkolne mundurki nosi się w Korei tylko w szkole. Stwierdzenie jakże błędne! I nie wynika to tylko z tego, że tekst został napisany w 2014 roku, a od tego czasu styl koreańskich gwiazd ewoluował - już wtedy mundurki szkolne były wykorzystywane na scenie, a do głowy od razu przychodzi mi zespół After School. 

"Cool po koreańsku", tak jak "I love Korea: k-pop, kimchi i cała" Daniela Tudora to rodzaj zachodniego dziennikarstwa, w którym liczy się doświadczenie osobiste autora i pewna intuicja. Takie teksty czyta się naprawdę przyjemnie, jednak należy pamiętać o ich subiektywności. Jako osoba zajmująca się pracą naukową zwracam ogromną uwagę na to jak analizowane jest dane zjawisko. Każde stwierdzenie musi zostać poparte, udowodnione - czymś więcej niż własnym przeczuciem, że tak jest. W "Cool po koreańsku" tego zabrakło - w stwierdzeniach opartych w dużej mierze na intuicji autorka czasem trafiła, czasem niekoniecznie. Stąd uważam, że "Cool po koreańsku" to książka dla osób, które posiadają już wiedzę o Korei Południowej lub potrafią czytać krytycznie (potrafią ocenić, które stwierdzenia są tak naprawdę subiektywnymi opiniami). Podkreślę, że wiele spostrzeżeń jest rzeczywiście trafnych (choć często są to przywołane opinie krytyków a nie efekt badań samej autorki) i dobrze opisują przypadek Korei Południowej - jednak przez ten subiektywny ton wymagają pewnej weryfikacji. Brak tu szerszej analizy, przedstawione są raczej wnioski i ogólne dowody. 

Ostatnim zastrzeżeniem jest transkrypcja - wydaje się, że jest to zapis "potoczny" stworzony przez autorkę. Przy tytułach filmów brak reżysera czy daty premiery, co w połączeniu z błędną transkrypcją sprawia, że trzeba ma mieć sporą wiedzę o koreańskiej kinematografii, aby wiedzieć o jakim filmie pisze autorka. 

Mimo tych wszystkich zarzutów, "Cool po koreańsku" to ciekawa książka - jako biografia i zbiór wspomnień. W pewnym sensie biografia nie tylko autorki, ale jej pokolenia i samej Korei Południowej. Opisana przemiana "szajsunga" w popularną markę jaką jest dziś Samsung, nabranie pewności siebie na arenie międzynarodowej za sprawą kultury popularnej jest naprawdę fascynujące. Spojrzenie autorki, która w dzieciństwie wstydziła się Korei Południowej, a dziś (w roku 2014) widzi jej rozkwit jest czymś, czego nie znajdziemy w pracy naukowej, skupiającej się na analizie samego zjawiska jakim jest hallyu (koreańska fala). W dodatku całość napisana jest w przystępny sposób.

"Cool po koreańsku" opowiada o fenomenie koreańskiej popkultury - ale robi to przez pryzmat spojrzenia autorki. Z tego powodu ten reportaż należy traktować jako wyrażenie opinii autorki bardziej niż dogłębną analizę pewnego zjawiska socjologiczno-kulturowego. Jeśli będziemy mieć to założenie w głowie, to "Cool po koreańsku" okaże się naprawdę przyjemną lekturą, opowieścią o pewnych przemianach podaną w bardzo przystępny sposób. Książka ta nie wyczerpuje tematu zjawiska hallyu, ale stanowi ciekawy dodatek do opracowań bardziej analitycznych. Ponadto nie skupia się wyłącznie na muzyce, filmie i serialach - ukazując znaczenie tego, co działo się przed koreańską falą. Nakreśla specyfikę państwa, które późno stało się demokracją - w którym pewna ingerencja państwa nadal jest pożądana, jeśli ma służyć tworzeniu narodowej marki. Dzięki temu pozostaje nadal aktualna - dzisiejsze sukcesy koreańskiej kultury są właśnie wypadkową strategii opisanej przez autorkę. Polecam przede wszystkim osobom, które już interesują się Koreą Południową. Odradzam tym, którzy poszukują analitycznego reportażu. 


Euny Hong "Cool po koreańsku. Narodziny fenomenu. Jak jeden naród podbił świat za pomocą popkultury" (2014)

Polskie wydanie: Relacja (2020)




Share:

0 komentarze