Martwy aż do zmroku (recenzja)

 



Nie będę ukrywać, że nie sięgnęłabym po przygody naiwnej blondynki Sookie Stackhouse w krainie wampirów, gdyby nie serial "Czysta krew". Dziś tytuł nieco zapomniany był prawdziwym fenomenem kiedy zaczynałam studia filmoznawcze - uwielbialiśmy analizować to ciekawe zjawisko kulturowe: jak tak kiczowaty serial rozpalał miliony widzów, i czy była to jedynie zasługa ponętnego wampira-wikinga i sporej dawki golizny. To był rok 2009 i od tego czasu do serialu nie wracałam (zresztą w pamięci zachowało mi się to, że z każdym odcinkiem stawał się coraz bardziej absurdalny (wróżki i panterołaki!). Coś mnie jednak podkusiło, żeby odpalić audiobook "Martwy aż do zmroku"...i wcale nie  żałuję. Tak jak można się spodziewać powieść jest kiczowata - ale jednocześnie nie ma ambicji by być czymś więcej. Ma być czytadełkiem dla znudzonych kobiet, którym marzy się romans z ostateczną formą złego chłopca: wampirem. Oczywiście w tym świecie wampiry nie tylko wysysają krew, ale są obiektami erotycznymi. Przez to męska populacja małego miasteczka ich nienawidzi, a damska pożąda - bo stosunek z nimi to gwarancja rozkoszy. 

"Martwy aż do zmroku" to nie tylko randki z wampirami: dochodzą do tego tajemnicze umiejętności Sookie, która potrafi czytać w myślach, zamieniający się w psa kolega (czego w ogóle się nie kwestionuje - skoro wampiry są wśród nas to czemu nie zmiennokształtni), który pocieszy liżąc po twarzy i przerażające morderstwa kobiet. Gdy o wszystko zostaje oskarżony rozwiązły brat Sookie, który nie tylko zaliczył pół miasta (tą kobiecą połowę), dziewczyna musi zacząć działać. A to wcale nie oznacza racjonalnego działania - wszak można pójść do baru dla wampirów i zwrócić na siebie uwagę nieodpowiednich odwiecznych czy też pobiegać samotnie po cmentarzu. Wisienką na torcie jest wampirzy Elvis Presley, którego przemiana nie przebiegła zbyt dobrze... Całość lektorka czyta w taki sposób, jakby sama miała bekę z historii - i to się naprawdę sprawdza! Bo jeśli podejdziemy do tej książki z przymrużeniem oka, to możemy się dobrze bawić. To jak z kinem klasy z (już nawet nie klasy b) - tak złym, że aż dobrym. Najlepiej czytać po obejrzeniu choć pierwszego sezonu serialu - aktorzy dodali życia postaciom, które są raczej płaskie w powieści. 

Należy przyznać, że autorka miała kilka ciekawych pomysłów, ale zabrakło jej umiejętności do przekucia ich w interesującą  i spójną historię bez fabularnych dziur wielkości krateru po uderzeniu meteorytu. Sam pomysł wyjściowy jest bardzo ciekawy - a gdyby wampiry przestały się ukrywać dzięki wynalezieniu syntetycznej krwi? Z tego wyłania się ciekawy konflikt między ludźmi akceptującymi "wampry pośród nas" i tymi, którzy wampirów się obawiają - w dużej mierze mężczyzn czujących zagrożenie nie z tego powodu, że wampiry pozbawią ich krwi, ale że odbiorą im partnerki. Z tym wiąże się przedstawiony w powieści wątek seryjnego mordercy z tego wątek seryjnego mordercy, który może być albo wampirem, albo mężczyzną nienawidzącym wampirów - ofiarami padają kobiety, które gustowały w bladych krwiopijcach. Niestety nic z tego potencjału nie zostało w pełni wykorzystane, jakby ostatecznym celem miały być miłosne schadzki Sookie i wampira Billa. Dużo lepiej radzi sobie z tym serial, inaczej rozkładając akcenty - co tylko pokazuje, że był tu potencjał, zakopany pod grafomańskim fanfikiem o niewinnej dziewicy i stuletnim wampirze - będący nomen omen gwoździem do trumny tej powieści.

Mimo to, całość przyjemnie mi się słuchało w czasie długich spacerów z psem; kiedy można wyłączyć myślenie i nie przejmować się tym, że jakiś fragment zagłuszy szczekanie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że już nie mogę doczekać się odpalenia kolejnego tomu, wiedziona ciekawością, co jeszcze autorka wymyśli. Odrobina kiczu w życiu nie szkodzi, a czasem trzeba sobie zresetować głowę :)


Charlaine Harris "Martwy aż do zmroku" (2001)

Share:

0 komentarze