World War Z (recenzja)

 


“Most people don't believe something can happen until it already has. That's not stupidity or weakness, that's just human nature.”

"World War Z" nie jest typową powieścią o zombie, trzymającą nas w niepewności. Nie ma w niej miejsca na rozwój postaci, zwroty akcji i protagonistów, którym można kibicować. Już w punkcie wyjścia wiemy, że wojna z zombie została wygrana, a przedstawione opowieści snute są z perspektywy osób, które ocalały. Tym samym nie jest to książka dla każdego - dla miłośnika akcji w "World War Z" wieje nudą. Napisana w formie raportu opartego na wywiadach z ocalałymi powieść Maxa Brooksa nie dotyczy walki z zombie, ale stanowi studium ludzkości wobec apokalipsy. Poprzez wywiady z przedstawicielami różnych kultur ukazuje jak różnie podchodzono do walki z zombie - która w pewnym momencie stała się walką o ocalenie ludzkości. Zamiast skupiać się na akcji i budowanym napięciu, słuchamy głosu ocalałych, który przez pryzmat własnych doświadczeń opowiadają o pierwszych reakcjach na tajemnicza chorobę, wielkiej światowej panice, walce i najważniejszym - próbie ułożenia życia na nowo. Max Brooks potraktował temat bardzo szeroko i choć jest to fikcja, całość czyta się jak zapis rzeczywistych wydarzeń

“The monsters that rose from the dead, they are nothing compared to the ones we carry in our hearts.”

 Najmocniejszą stroną "World War Z" są rozważania geopolityczne i społeczne zawarte w powieści. Obnaża ona funkcjonowanie rządów i społeczeństw wobec ogólnoświatowego kryzysu. W roku 2022, po doświadczeniach związanych z pandemią COVID-19 powieść nabrała kolejnego, przerażającego wymiaru, przez co pozostaje bardzo aktualna. Czytając o tym, jak epidemia tajemniczego wirusa atakuje najpierw Chiny i Afrykę, co jest początkowo lekceważone przez Zachód; o tym jak amerykański rząd mimo wiedzy o nieskuteczności (oraz pod naciskiem lobbystów) wydaje zgodę na produkcję szczepionek przeciwko "afrykańskiej wściekliźnie", aby uspokoić społeczeństwo - czytelnik zaczyna się zastanawiać nad rzeczywistością. "World War Z" stawia pytania o to, czy ludzkość potrafi się zjednoczyć wobec zagrożenia, czy rząd potrafi chronić obywateli, czy nowoczesna broń jest w stanie ochronić nas przed nieznanym. Zombie stanowią zaledwie tło rozważań polityczno-społecznych. 

“They say great times make great men. I don't buy it. I saw a lot of weakness, a lot of filth. People who should have risen to the challenge and either couldn't or wouldn't. Greed, fear, stupidity and hate. I saw it before the war, I see it today. (...) I don't know if great times make great men, but I know they can kill them.”

Wachlarz poruszanych zagadnień jest naprawdę imponujący - od celebrytów transmitujących "życie w zamknięciu" (w chronionej luksusowej willi, gdy reszta świata walczy o przetrwanie - wcale nie taki abstrakcyjny obrazek jak się przekonaliśmy) po wybicie wszystkich wielorybów czy przez ludzi oglądających się jedynie na własne przetrwanie. Relacjonowane są wydarzenia, które działy się w najodleglejszych krańcach świata - także w głębinach czy przestrzeni kosmicznej! Poruszane przez Brooksa kwestie polityczne i społeczne, to jak w dobie kryzysu działa rząd czy media oraz jak radzą sobie zwykli ludzie są fascynujące. Jedynie część poświęcona samej wojnie była dla mnie nużąca przez ilość omawianych strategii i rozwiązań wojskowych - jednak wynikało to wyłącznie z moich preferencji niż nieudolności autora. To, co najbardziej chwytało za serce to dramat jednostek - tych którzy ocaleli, ale nie są już tymi samymi ludźmi. Przedstawiona wojna z żywymi trupami ma tutaj wymiar zarówno militarny i polityczny, jak i zwyczajnie ludzki.

“Lies are neither bad nor good. Like a fire they can either keep you warm or burn you to death, depending on how they're used.”

“There's a word for that kind of lie. Hope.” 

 Nie dziwię się, że "World War Z" to książka, którą polecił mi profesor nauk politycznych - to materiał, który z powodzeniem może być omawiany na studiach tego kierunku: hipotetyczna sytuacja, opisana w przerażająco realistyczny sposób, obnażająca mechanizmy funkcjonowania świata wobec kryzysu, na który nikt nie jest gotowy. Zombie w "World War Z" przypominają te z filmów George'a Romero - są jedynie pozornie niebezpieczne. To nie powolne i nieporadne żywe trupy, ale strach, panika, brak gotowego scenariusza do działania stanowi największe zagrożenie - i to ostatecznie drugi człowiek może pociągnąć za spust. I tak jak filmy Romero, "World War Z" stanowi ciekawy komentarz społeczno-polityczny, a nie typową powieść grozy. Jestem przekonana, że to powieść, która się nie zestarzeje i ciągle pozostanie aktualna. 


"World War Z: An Oral History of the Zombie War" Max Brooks (2006)

 

Share:

0 komentarze