"Również dziś Korea kojarzy mi się ze wszystkim, tylko nie ze spokojem. Jest to kraj dynamiczny, pełen zaskakujących kontrastów, w którym bogactwo spotyka się z ubóstwem, religie przypominają konkurujące ze sobą firmy, a wojny toczą ze sobą nie tylko partie, lecz także regiony, pokolenia oraz płcie."
Reportaż Romana Husarskiego "Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej" to książka niezwykle trudna do oceny. Z jednej strony Autor podejmuje istotne zagadnienia związane z Koreą Południową, odczarowując stereotypowy wizerunek. Pod tym względem jest to książka ważna na naszym rynku - jeśli już się pisze o Korei Południowej to przez pryzmat k-popu, k-beauty, k-dram. "Kraj niespokojnego poranka" sięga poza fasadę koreańskiego soft power, ukazując zagadnienia związane z polityką czy religią. Z drugiej jednak strony... jest to średni reportaż jako taki. Autor często gubi wątek, a całość wydaje się dość chaotyczna.. Poprzez pewne plątanie wątków jest wiele powtórzeń, a osoby, które nie są zbytnio zapoznane z koreańską historią i polityką mogą poczuć się zagubione. Odnosi się wrażenie, jakby każdy rozdział był pisany osobno, a następnie próbowano je połączyć jakąś myślą przewodnią - zagadnieniami pamięci i buntu w Korei Południowej. I w takim zestawieniu ciężko zrozumieć rozdział poświęcony Korei Północnej i przyjaciołom rodziny Kimów!
Zacznijmy jednak od zalet - traktując "Kraj niespokojnego poranka" jako książkę o Korei Południowej. Autor posiada szeroką wiedzę na podejmowane tematy, dzięki czemu prezentuje ciekawą analizę pewnych zjawisk. Jako osoba, która obroniła doktorat dotyczący południowokoreańskiego nacjonalizmu doceniam chęć przybliżenia Czytelnikowi kwestii związanych z polityką czy trudnymi relacjami z Japonią. Szczególnie interesujący wydały mi się rozdziały o buddyzmie i chrześcijaństwie. Najsłabiej wypada rozdział ostatni odnoszący się do skandali w Błękitnym Domu, siedzibie prezydentów Korei. Jest to związane przede wszystkim z tym, że duża część rozdziału poświęcona jest Park Geun-hye - a wątki niesławnej prezydent przewijały się przez całość książki i końcówka sprawia wrażenie powtórzenia.
Każdemu rozdziałowi przewodzi myśl przewodnia, jednak Autor często zbacza z obranego wątku, aby wyjaśnić pewne zagadnienie kulturowe albo przywołać anegdotę. To zależy już od Czytelnika, czy taki styl się podoba - moim zdaniem czasami Autor odchodził aż za bardzo od tematu. Z drugiej jednak strony sama prowadząc zajęcia o Korei Południowej potrafię się rozgadać - czasami ciężko jest wyjaśnić pewien temat bez odniesień do historii, kultury, konfucjanizmu - szczególnie, że Korea Południowa to kraj wielu sprzeczności. Co więcej, dziś Korea Południowa istnieje już w szerszej świadomości dzięki koreańskiej fali i wyjście poza utarte wzorce myślenia o tym państwie nie jest łatwe.
"Stereotypowy Koreańczyk nie ufa politykom, lekarzom ani naukowcom, jeśli osoby te nie nalezą do jego grupy kontaktów. Przypomina to trochę chiński koncept guanxi, tłumaczony najczęściej jako sieć relacji czy koneksji. Koreańczycy od najmłodszych lat są uczeni, że nalezą do większej grupy. Pracujesz nie dla siebie, ale dla rodziny, dla klasy, dla miejsca pracy, wreszcie dla miasta, dla regionu i ostatecznie dla narodu."
Niestety "Kraj niespokojnego poranka" cierpi na przypadłość, którą można określić "próbą opowiedzenia o wszystkim, czyli o niczym". Sprawia to, że książka jako reportaż wypada zwyczajnie słabo - brak w niej pewnego uporządkowania, zarówno w obrębie całości, jak i wewnątrz poszczególnych rozdziałów. Autor przytacza wątki, które nie mają wiele wspólnego z podjętym w rozdziale tematem (poza odnoszeniem się do Półwyspu Koreańskiego) albo gubi rozpoczęte wątki. Powoduje to pewien chaos i w gruncie rzeczy ciężko jest wskazać jedną myśl przewodnią reportażu. Co więcej układ treści również robi wrażenie dość przypadkowego - przede wszystkim dlatego, że nie kieruje się zasadą od ogółu do szczegółu.
"Kraj niespokojnego poranka" to książka, którą doceniam ze względu na próbę podjęcia interesujących zagadnień - o Korei Południowej można pisać nie tylko przez pryzmat kultury popularnej. Można mieć jednak zastrzeżenia, co do wykonania. Pomimo intersujących mnie zagadnień, całość czytało mi się długo. Jest to książką, którą mogę polecić przede wszystkim osobom interesującym się Półwyspem Koreańskim - także tym, którzy dopiero zaczynają swoja przygodę z Azją - tacy czytelnicy wyniosą najwięcej z lektury. W końcu dostaliśmy książkę, która nie jest przewodnikiem turystycznym. Należy jednak pamiętać, że wiele spostrzeżeń jest subiektywna i nie traktować tej książki jako pracy naukowej. Szkoda, że Autor, dysponujący szeroką wiedzą, nie zdecydował się na ograniczenie podejmowanych wątków i większe ich uporządkowanie - jako reportaż "Kraj niespokojnego poranka" to przeciętny miszmasz, zaś jako książka o Korei Południowej przedstawia interesujące spojrzenie.
1 komentarze
Dziękuję za opinię w kwestii mojego reportaż. Do tego, co jest opinią nie będę się odnosił, bo każdy ma prawo do własnej, ale muszę zaprotestować przy zarzucie, że kwestia transkrypcji woła o pomstę do nieba. We wstępie tłumaczę, że używam zmodyfikowanej transkrypcji McCune’a–Reischauera. Trudno bym np. zmieniał utrwalony już zapis tego konkretnego pisma, które podajesz w przykładzie, ponieważ oficjalnie funkcjonuje on w innej transkrypcji. Dlatego też podaje w nawiasie zapis, którego ja używam. I tak, transkrypcje mają (w sposób przybliżony) oddać czytanie i nigdy nie będą w 100% oddawać oryginalnej wymowy. Dodam, że korektę języka przeprowadził koranista dr Jakub Taylor i razem doszliśmy do wniosku, że np. przy markach już zarejestrowanych w innej transkrypcji, najlepiej również konsekwentnie wskazywać transkrypcję określoną we wstępie.
OdpowiedzUsuńPo drugie, piszę samo nazwisko prezydent Park, bo z kontekstu jasno wynika o kim piszę i nie ma potrzeby powtarzania.
Po trzecie, książka nie jest tylko dla osób "wtajemniczonych" w świat Korei, a wbrew przeciwnie, co widać w recenzjach od osób niezajmujących się Koreą.