Za kurtyną. Perygeum (recenzja)

 


"Za kurtyną. Perygeum" jest bezpośrednią kontynuacją pierwszego tomu, opowiadającego losy dziewczyny, która podczas wycieczki do jaskini znalazła się w alternatywnym świecie - renesansowym królestwie. Choć początkowo Lena pragnie jedynie powrócić do domu to dość szybko traci ten cel z oczu na rzecz porywów serca - i to nie byle jakich, bo zakochuje się w niej dwóch potężnych dziedziców. Oni też raptem zapominają o polityce i obowiązkach wobec wszechogarniającego uczucia - nawet jeśli oznaczać to będzie wojnę. W pierwszym tomie fantastyka szła jeszcze w parze z romansem - choć ze strony na stronę zmierzając w jednym kierunku, którym drugim tom już całkowicie podąża - to pełnoprawny romans z motywem miłosnego trójkąta, spychający wszystko inne na dalszy plan. I kto lubuje się w napięciu tworzonym przez rozterki spod znaku "czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie" będzie usatysfakcjonowany tą powieścią. Kto zaś szuka fantastyki - czy nawet romansu historycznego, w którym czas akcji odgrywa znaczącą rolę poprzez różne konwenanse ograniczające naszych kochanków - będzie zwyczajnie zawiedziony zmarnowany potencjałem. Po dwóch tomach mogę stwierdzić, że Laura Savaes miała świetny pomysł na kreację świata pełnego konfliktów oraz podróże międzywymiarowe oparte o fizykę kwantową - i ten pomysł całkowicie pogrzebała pod wtórnymi dialogami o wielkiej miłości, która zmienia człowieka. Miłości, której ja zupełnie nie kupuję - bo nie została zbudowana, a bohaterowie są gotowi brać ślub po kilku tygodniach znajomości. Jest w tym wszystkim coś bardzo nastoletniego, przez co trudno uwierzyć, że dotyczy ludzi dorosłych. Wydaje mi się, że oparcie całej fabuły wyłącznie o trójkąt miłosny jest już zwyczajnie przestarzałe, a od literatury młodzieżowej można wymagać czegoś więcej. Niemniej jeśli ten motyw jest bliski waszemu sercu i czerpiecie przyjemność ze śledzenia kogo ostatecznie wybierze bohaterka to seria "Za kurtyną" z pewnością może się podobać. 

Należę do grona osób, które bardzo cenią kreację świata - i sam pomysł na świat przedstawiony. Z tego powodu sięgam po fantastykę, a nie powieści obyczajowe czy romanse. Dwa pierwsze tomy "Za kurtyną" wprowadzają ciekawe elementy świata - Lena przenosi się do innego wymiaru, w którym istnieje alternatywna wersja "Polski". W tym świecie nie ma broni palnej, elektryczności czy nawet podpasek, a kobiece zachowanie jest teoretycznie ograniczane przez różne konwenanse. Przedstawiony zostaje także konflikt polityczny, w który przypadkiem zostaje uwikłana Lena - do tego stopnia, że jej pojawienie się w tym świecie staje się bezpośrednią przyczyną wojny. Te dwa elementy - próba odnalezienia się w innym świecie oraz konflikt polityczny mogłyby stanowić ciekawą oś dla miłosnego trójkąta. Niestety stanowi tło - "współczesne" zachowanie Leny nie wywołuje większych skandali, a wojna dzieje się gdzieś "poza kadrem", gdy przez większą część powieści bohaterowie siedzą w jednej lub drugiej twierdzy, zamartwiając się nad własnymi uczuciami. Co z tego, że jest pomysł na kreację świata, jeśli nie odgrywa żadnej większej roli? Ta historia mogłaby równie dobrze odbywać się w innym kraju, gdzie panują nieco inne zwyczaje i tyle. Zbyt mały ciężar został położony na konsekwencje podróży międzywymiarowej. Kreacja świata leży także w warstwie językowej - w oczy rzuca się nie tylko brak jakiejkolwiek stylizacji językowej, ale także to, że bohaterów z innego wymiaru dziwią jedynie współczesne przedmioty jak telefon komórkowy, ale już nie współczesny język. 

Kuleje także kreacja bohaterów. Spora część opisów bohaterów pochodzi z dialogów lub jest przefiltrowana przez spostrzeżenia Leny, przez co pozostaje nam wierzyć na słowo, że tacy właśnie są bohaterowie. Przykładem może być Cedrik, typowy badboy, który zmienia się dla tej jedynej - niewiele widzimy jego zachowania "w akcji", by dostrzec tą przemianę. Co więcej, istnieje rozdźwięk między tym jak autorka chce nakreślić bohaterów, a jak możemy ich odebrać. Bo czy Cedrik rzeczywiście jest "takich kochany" chcąc kontrolować Lenę? Czy Dominik rzeczywiście jest taki opiekuńczy i rozsądny przybywając ratować siostrę, a następnie udając się na wojnę jakby to była kolejna survivalowa przygoda? I w końcu Lena, która ma w założeniu przejść największą przemianę, a nadal wydaje się niedojrzała i zależna od mężczyzn (choć jak wszyscy podkreślają, to ona ma podejmować decyzje). Czytałam egzemplarz recenzencki i mam cichą nadzieję, że tego nie ma w finalnym wydaniu - ale w tym tomie w dialogach pojawiały się pogrubienia, mające podkreślić, co chce przekazać dana postać. Czy naprawdę jest to konieczne, aby czytelnik zrozumiał, co bohater ma na myśli?

"Za kurtyną. Perygeum" zaczyna się w dość intrygujący sposób. Wybucha wojna, pojawia się Dominik, który może pomóc Lenie wrócić do domu - choć to wcale nie musi być już jej celem. Wszystko to stanowi zapowiedź akcji, która jednak zamiera na rzecz miłosnych rozterek. Niestety większość tego tomu skupia się na rozmowach i rozmyślaniu o uczuciach, czym bardzo przypomina "Królestwo ciała i ognia" Jennifer L. Armentrout. W przypadku obu tych książek wystarczy przeczytać kilka pierwszych dialogów, by resztę móc przelecieć wzrokiem - przez to jak są wtórne. "Dla ciebie się zmieniłem, jesteś całym moim światem", "czy można kochać dwóch mężczyzn naraz?", "ten jest moją przeszłością, a tamten przyszłością" - i tak w kółko. Poza tym niewiele się dzieje - nie dowiemy się jak przebiega wojna, w jakich potyczkach zmagali się bohaterowie, do jakich zniszczeń doprowadziło pojawienie się Leny. Bo cały świat sprowadza się do trójkąta miłosnego i wszelkie działania i ich konsekwencje nie wychodzą poza relacje między głównymi bohaterami.

"Za kurtyną. Perygeum" odebrałam dokładnie tak jak pierwszy tom - jako zmarnowany potencjał przez ograniczenie fabuły przede wszystkim do romansu. Czy jest to książka zła? Niekoniecznie. Na pewno nie trafiona w moim przypadku - z pewnością znajdzie się spore grono odbiorców, których porwie przedstawiony trójkąt miłosny i dostarczy wystarczających emocji, by przymknąć oko na całą resztę - ba, by wzbudzić zadowolenie, że żadna polityka, walki czy opisy konwenansów ograniczających bohaterów nie odciągają od esencji jaką jest konflikt miłosny. Mnie z kolei "Za kurtyną" podobało się tam, gdzie działo się coś poza wybieraniem kogo się kocha - kiedy Dominik wyjaśniał jak działa podróż międzywymiarowa, gdy Lena podejmowała walkę. Nie zmieniam zdania - uważam, że w tej trylogii tkwi potencjał i może trzeci tom okaże się satysfakcjonującym zwieńczeniem serii. Jednocześnie to, co nie zagrało mi przy pierwszym tomie, tutaj również mnie drażniło - zabrakło mi większej kreacji świata, stylizacji, fabuły wykraczającej poza relacje miłosne. Polecam przede wszystkim fanom powieści w stylu twórczości Jennifer L. Armentrout - gdzie fantastyka jest jedynie dodatkiem do miłości tak wielkiej, że może roztrzaskać serce na milion kawałeczków.


Laura Savaes "Za kurtyną. Perygeum" (2022)

Wydawnictwo: You&YA

Share:

0 komentarze