Sztejer. Umarły syn (recenzja)

 


"Sztejer" nie jest książką łatwą do obiektywnego oceniania - to typ literatury, która niektórym przypadnie do gustu, drugich zażenuje, a dla trzecich okaże się po prostu średniakiem. Z dzisiejszej perspektywy można ją nazwać "niepoprawną politycznie" - z założenia ma łamać tabu ukazując upadek cywilizacji po Zagładzie, w wyniku której ludzkość cofnęła się do czasów średniowiecza, a obowiązujący porządek ogranicza się do prawa silniejszego. W tym postapokaliptycznym świecie trzeba być łotrem żeby przetrwać - a tytułowy Sztejer to łotr na łotry (choć tutaj pasowałoby bardziej stwierdzenie skurczybyk na skurczybyki). To ten typ naładowanej testosteronem fantastyki, która swego czasu dominowała w Polsce - za sprawą twórczości Piekary czy Sapkowskiego - a "Sztejerowi" blisko także do książek Zambocha i jego cykli o Koniaszu i Baklym. Przy tym wszystkim Autor pozwolił sobie na przerysowanie  - Sztejer to nie antybohater o złotym sercu, a antybohater przez duże "A" - postać nie tylko niesympatyczna, ale jeszcze będąca narratorem, przez co cała książka jest przefiltrowana przez jego cynizm. Dla mnie powieść ta z jednej strony była pewną nostalgiczną podróżą, bo i kiedyś lubiłam takie książki, z drugiej zaś uświadomiła mi, że nie do końca zamysł Autorowi wyszedł - przez co całość jest (nie)przyjemnym czytadłem (w zależności czy humor bohatera do nas trafi). Innymi słowy - książka nie dla każdego!

Zacznijmy od tego, że to ten typ literatury, która krąży wokół głównego bohatera. Fabuła schodzi tutaj na drugi plan, by tylko przedstawić Sztejera. A jest to postać w pewien sposób bardzo interesująca - przerysowany, niezniszczalny zabijaka, dla którego kobiety to "uległe dupeczki", zabijanie to codzienność, a wyrzuty sumienia to przeszkoda. Urodą nie grzeszy, maniery ma prostackie, a i tak każdą kobietę doprowadzi do wielkiego o. Swoje przeżył i odarło go to z wszelkich złudzeń. Antypatyczny protagonista - tutaj jednocześnie narrator - wcale nie musi zniechęcać do czytania. Choć się ze Sztejerem nie polubiłam to z przyjemnością czytałam o jego przygodach, nie żałując go gdy obrywał. Jednocześnie niczym bohater kina akcji lat 90., wiadomym było że z każdej opresji jakoś wyjdzie cało. To jest postać, którą trzeba czytać z przymrużeniem oka - i czasami tego Autorowi zabrakło: większego luzu, większego wyśmiania nie tylko wszystkich świętości naokoło, ale właśnie tej napakowanej testosteronem i cynizmem męskości Sztejera. Warto jednak podkreślić, że Sztejer jest (anty)bohaterem szczerym i przed nikim nie udaje rycerza na białym koniu - od samego początku wiemy, że w tej przygodzie towarzyszymy bohaterowi, którego można śmiało nazwać (niezniszczalną) szują i jeśli nam to nie przeszkadza, to możemy śmiało przerzucać kolejne strony.

Już sama konstrukcja świata zdradza, że nie jest to książka na serio - Autor nawiązuje to otaczającej nas rzeczywistości i popkultury, wcale tego nie kryjąc. I znów, jednych to rozbawi, a u drugich spowoduje ciary żenady, jak to bywa z pastiszem. 

Oceniając całość, spodobał mi się pomysł wyjściowy, nie do końca wykonanie. Wulgaryzmy, niewybredne dowcipy, postrzeganie kobiet przez pryzmat ciała, aby zbudować tego naszego antypatycznego gościa, dla którego liczy się własne przetrwanie i własna żądza - w nadmiarze szkodzą. Po 100 stronach wiemy już jaki jest światopogląd Sztejera, nie trzeba do tego wracać - a strony można przeznaczyć na opisywanie świata i przygód. I właśnie wtedy w książce jest najciekawiej - kiedy pojawiają się intrygi polityczne, walka z potworami, opisywanie świata po Zagładzie, cywilizacji, która cofnęła się do tego wszystkiego, co chcielibyśmy zostawić za sobą.

Ostatecznie bawiłam się dobrze. Powieść niczego nie udaje - nie ma być ani głęboka, ani odkrywcza. Ot, zabiera nas do czasów postaci typu Conan, by zapewnić kilka godzin nieskomplikowanej rozrywki. A że ja się ze Sztejerem jako postacią nie polubiłam, to kibicowałam, by wpadał w jak najgorsze tarapaty i by na własnej skórze raz po raz przekonywał się, że jednak nie jest taki kozak, jak sam siebie maluje. I tak jak na początku zaznaczyłam  - to zwyczajnie nie książka dla każdego. Jeśli szukacie nieskomplikowanej historii w klimatach postapo rodem jak ze średniowiecznego Mad Maxa, lubicie od czasu do czasu sięgnąć po książki Piekary, Sapkowskiego, Zambocha, Ziemiańskiego, tęsknicie za kinem akcji lat 80. i 90., to "Sztejer" będzie dla was. Moim zdaniem w książce kryje się nieco niewykorzystany potencjał - więcej fabuły, mniej samozachwytu bohatera-narratora w stylu "gdzie to nie byłem, czego nie piłem i kogo nie dupczyłem" - lub zrównoważenie tego samozachwytu z sytuacjami kiedy jednak mu się nie udaje. Cienka jest granica między pastiszem a leczeniem kompleksów męskiego ego autorów - w tym tomie jeszcze udało się ją zachować, a mnie ciekawi w którą stronę Autor poszedł w kolejnych tomach.


Robert Foryś "Sztejer. Umarły syn" (2010)

Wydawnictwo: Warbook (2022)


Share:

0 komentarze