Bestie zagłady (recenzja)
"Żyłem dość długo, żeby wiedzieć, że jedyną różnicą pomiędzy dobrem a złem jest perspektywa, a jedyną różnicą między bogiem a potworem jest punkt widzenia".
"Bestie zagłady" to kontynuacja interesującej powieści YA, czerpiącej z kultur ludów afrykańskich - "Drapieżnych bestii". W tym tomie Autorka postawiła przede wszystkim na rozwój bohaterów oraz wprowadzenie nowych postaci - Ekon i Koffi zostali rozdzieleni i każdego z nich możemy lepiej poznać w różnych sytuacjach oraz w relacjach z innymi. Cierpi na tym nieco akcja, bo w "Bestiach zagłady" dzieje się mniej niż w pierwszym tomie - poznawanie własnych umiejętności i siebie samego pozornie wydaje się mniej ekscytujące niż ucieczka do dżungli i zmierzenie się z przerażającą bestią. "Bestie zagłady" to typowy tom przejściowy, który odpowiednio buduje napięcie pod wielki finał oraz rozbudowuje świat nakreślony w pierwszej odsłonie. Osobiście zabrakło mi w nim nieco tajemnicy i przygody, które charakteryzowały "Drapieżne bestie" - mimo to uważam ten tom za solidną kontynuację, której udało się utrzymać moje zainteresowanie i rozbudzić apetyt na więcej.
Ten tom został podzielony na trzy perspektywy: Ekona, Koffi oraz bohaterki nazwanej Binti. Rozdziały poświęcone Binti, tak jak w pierwszym tomie Adiah dotyczą przeszłości. I tutaj nastąpił dla mnie pewien zgrzyt - historia Adiah była bardzo interesująca i związana z plot twistem. Niestety nie można powiedzieć tego samego o Binti - od początku wiemy kim jest i brakuje w tych rozdziałach tajemnicy - co więcej miałam wrażenie, że były zbędne, choć rozbudowywały wątki związane z prześladowaniem daraja (osób obdarzonych mocą). Rozbicie głównej historii na losy Ekona i Koffi z kolei przełożyło się na wolniejsze tempo - co nie każdemu się spodoba. Szczególnie w środkowej części książka potrafi się dłużyć.
Na szczęście świat stworzony przez Autorkę pozostaje interesujący, a mitologiczne bestie i bóstwa wzbogacają historię. Co więcej, nadal pozostaje wiele do odkrycia, co zachęca do dalszej lektury! Mocną stroną pozostają postacie - zarówno pierwszoplanowe, jak i drugoplanowe, chociażby wspaniałą staruszka Themba! Każdy ma swoje wady i zalety, porażki i zwycięstwa - naprawdę łatwo się z nimi utożsamić, kibicować im w czasie przygód.
Ta seria wyróżnia się klimatem i inspiracjami czerpanymi z bogactwa kultur afrykańskich. Maskuje to pewne klisze jak miłosny czworokąt, które można by sobie darować - jednak nie przeszkadzają tak bardzo, dzięki skupieniu się na misji bohaterów, a nie wzlotach serca. Powieść łączy motywy fantastyczne z uniwersalnym tematem dyskryminacji ze względu na pochodzenie, co również stanowi jej wartość. Myślę, że gdyby była młodsza to ta seria porwałaby mnie całkowicie - a tak to okazała się po prostu przyjemną lekturą - idealną na wolny weekend.
0 komentarze