Wojna kości


 

Trylogia "Tonące cesarstwo" okazała się interesującą serią, podejmującą takie motywy przewodnie jak konsekwencje posiadania władzy, w tym poszukiwanie balansu między odpowiedzialnością, sprawiedliwością a osobistym poświęceniem. Drugim motywem przewodnim są zaś kwestie związane z tożsamością, które autorka eksploruje na przykładzie różnych postaci. Finałowy tom, "Wojna kości" daje dużo satysfakcji - to epickie zakończenie, pełne emocji - choć trochę niepotrzebnie przeciągane i komplikowane w środkowej części. Skrócenie tej powieści o zbędne zapychacze wyszłoby jej na dobre pod względem tempa, ale jest to drobna "niedogodność", którą wynagradza reszta. Jedynie rozwiązania wątku Jovisa pozostawia pewien gorzki posmak, jakby Autorka poszła jednak na skróty nie znajdując dla niego odpowiedniego zakończenia - a szkoda, bo poza tym zakończenie pozostałych wątków daje dużo satysfakcji, a czytanie tej książki - dużo przyjemności.

Wśród zalet całej trylogii należy wymienić interesujący system magiczny, wciągającą fabułę połączoną z eksploracją ważnych tematów. Trzeci tom dodaje do tego zestawienia odpowiednie rozłożenie ciężaru na wszystkie wątki i postacie - w poprzednich częściach Lin i Jovis zdecydowanie grali pierwsze skrzypce, ale w "Tonącym cesarstwie" Nisong, Ranami i Phalue dostały swojej momenty, w których mogły zalśnić i nie wydawać się zbędne. 

Zacznijmy jednak od początku: trylogia "Tonące cesarstwo" na tle innych powieści YA - bo do tej kategorii było jej blisko w pierwszym tomie - wyróżnia się kreacją świata i systemu magicznego. Z każdym tomem seria nabierała coraz mocniej cech epickiej fantastyki, w której niezwykły system magiczny i intrygi polityczne nie stanowią jedynie tła dla romansu; to raczej romans zszedł tu na drugi plan, by skupić się na ukazaniu konsekwencji obalenia cesarza i próby rządzenia podzielonym krajem, w którym ciągle tli się rebelia - a dodatkowo wszystkim zagraża tajemnicze tonięcie wysp. W tym świecie magia związana jest z ogromnym dylematem moralnym, przed którym staje Lin: magia odłamków kości wymaga poświęcenia, ale czy wymagając go od obywateli przywódca nie staje się tyranem? Jednocześnie porzucenie jej postrzegane jest jako słabość - a czy nowy przywódca może sobie na nią pozwolić? Każdy z tomów w interesujący sposób rozwija siłę, jak i ograniczenia systemu magicznego partego na odłamkach kości, i "Wojna kości" na tym polu nie ustępuje poprzednim dwóm częściom. 

Prezentowana w tej trylogii historia jest wielowątkowa i wciągająca; skupiająca się wokół kilku postaci reprezentujących różne problemy cesarstwa. W trzecim tomie wszystkie wątki splatają się w całość, dostarczając wielu wyjaśnień. W końcu poznajemy przyczynę tonięcia wysp, dowiadujemy się więcej o niezwykłych stworkach takich jak Mephi - i w końcu poznajemy dalsze losy bohaterów oraz cesarstwa. Ukazanie perspektywy kilku postaci tworzy powiązaną ze sobą mozaikę przenikających historii, które podkreślają motywy przewodnie: złożoność lojalności, poczucia obowiązku, moralności.

W "Wojnie kości" nie zabrakło także emocjonalnej głębi - przede wszystkim za sprawą relacji między bohaterami. Szczególnie silną - i łapiącą za serce - są relacje między ludźmi a ossalenami, niezwykłymi istotami ze świata wykreowanego przez Stewart. Ładunku emocjonalnego dostarczają także zmagania bohaterów - Lin, starającej się udowodnić, że jest godna miana cesarzowej czy konfliktów między miłością a obowiązkiem. W tej części nie zabraknie także zdrady czy poświecenia. 

Jeśli chodzi o wady powieści, to "Wojna kości" może przytłoczyć w środkowej części; czasami mniej znaczy lepiej - zarówno dla mnogości wątków, za którymi trzeba podążać, jak i dla zachowania odpowiedniego tempa.  Przykładowo misja, zajmująca pierwszą połowę książki okazała się nie mieć znaczenia - a tym samym była zbędna i niepotrzebnie rozciągała wydarzenia. Początek również może stanowić pewne wyzwanie, gdyż Autorka zdecydowała się na przeskok czasowy - póki nie nadrobi się losów bohaterów, na początku można odnieść wrażenie, że umknęły nam jakieś strony. W tym tomie wyczuwalna była także pewna powtarzalność - szczególnie moralnych debat naszych bohaterów - przez co miało się wrażenie że jest jednak zbyt długi.

Podsumowując, trylogia "Tonące cesarstwo" to wyjątkowa seria, która z powodzeniem łączy emocjonalną głębię z bogatą kreacją świata i ambitnym podejściem do tematów polityki, władzy oraz tożsamości. Mimo pewnych drobnych potknięć, "Wojna kości" dostarcza satysfakcjonującego zakończenia, które nie tylko rozwija rozpoczęte wątki, ale również pozostawia czytelnika z refleksją nad ceną odpowiedzialności i konsekwencjami dokonywanych wyborów. Andrea Stewart stworzyła świat, który na długo zapada w pamięć - za sprawą tonących wysp, magii odłamków kości i ossalenów, które szczególnie za sprawą pierwszego tomu zawsze będą kojarzyć się mi z relacją "Mandolariana" (Din Djarin) z "Baby Yodą" (Grogu). To debiut, któremu mogę wybaczyć pewne potknięcia i powtarzalność "Wojny kości", oczekując na kolejne powieści Autorki. 

Share:

0 komentarze