Czarcie ziele
Już dawno nie wciągnęłam się w żadną książkę tak, jak w "Czarcie ziele", co przypomniało mi co wyróżnia dobry kryminał: powinien być nieodkładalny. Powieść Jill Johnson to mistrzowsko skonstruowany thriller, który splata botaniczną fascynację z dreszczowcem pełnym ostrych zwrotów akcji. Ta historia jest równie odurzająca, jak śmiertelne rośliny, które tak plastycznie opisuje – od ekscentrycznej bohaterki po intrygę, ta powieść wyróżnia się w gatunku: jest piekielnie inteligentna, zaskakująco edukacyjna i niemożliwa do odłożenia. Na uznanie zasługuje także to, że autorka pozostawiła nam odpowiednią ilość tropów, by samemu rozwiązać zagadkę - i to nawet krok przed bohaterką - co wcale nie odebrało przyjemności z czytania. Osobiście nie lubię kryminałów, które nam czytelnikom nie dają żadnych szans, nie zostawiają nam nawet minimalnych poszlak. Nie tylko śledztwo, ale przede wszystkim postać samotnej botaniczki, której dobre imię został zszargane napędza powieść - od pierwszych stron jesteśmy ciekawi przeszłości profesor Rose, chcemy poznać jej namiętności i pasję, by w końcu wraz z nią rozwiązać sprawę.
Fabuła, która elektryzuje
Punkt wyjścia fabuły przypomina klasyk kina suspensu, czyli "Okno na podwórze" (1954) Alfreda Hitchcocka. W filmie uziemiony na wózku bohater z nudów podgląda sąsiadów, by ujrzeć sceny, które mogą sugerować zbrodnie. Do końca jednak nie wie, czy mu się tylko nie wydawało. W powieści "Czarcie ziele" jest jednak dużo ciekawiej - nie ujmując nic mistrzowi suspensu. Bohaterka podgląda innych z poczucia samotności i wyobcowania, aż trafia na niezwykle piękną sąsiadkę, która zaczyna ją fascynować. Obserwując fragmenty jej życia profesor Rose zauważa wielu niebezpiecznych mężczyzn (a może tak tylko ich ocenia, sama będąc nią zainteresowana?), kręcących się wokół sąsiadki - do dnia kiedy dziewczyna znika. Od tego momentu akcja nabiera zawrotnego tempa. Rozpoczyna się misterny taniec: fałszywe tropy, kradzieże rzadkich, trujących roślin z ogrodu botaniczki, zwłoki uśmiercone znajomą toksyną. W miarę jak ktoś niszczy jej cenny ogród, a przeszłość wychodzi na jaw, profesor Rose wpada w sidła policyjnego śledztwa. Czy jest narratorem niewiarygodnym, nieświadomym pionkiem w grze, czy niewinną ofiarą manipulacji? Johnson trzyma w napięciu aż do ostatniej, wybuchowej sceny - a my jako czytelnicy doskonale się bawimy.
Niepokorna, niezapomniana protagonista
Główna bohaterka - profesor Eustacia Rose to fenomenalna postać. Ma w sobie coś z Sherlocka Holmesa, choć we współczesnym wydaniu: jej geniusz dorównuje jej społecznej niezręczności. Gdy ją poznajemy wiemy, że z jakiegoś powodu utraciła swą reputację i straciła pracę na uniwersytecie - mimo ogromnej wiedzy na temat toksycznych roślin. Ponadto żyje w izolacji i żałobie po zmarłym ojcu, pocieszenie odnajdując jedynie w rutynie zajmowania się swym niebezpiecznym ogrodem.
Eustacia to oryginalna, niesztampowa bohaterka – neuroatypowa, jawnie obsesyjna i w tym wszystkim absolutnie urzekająca. Jej fascynacja truciznami nie jest czysto akademicka; sięga głębiej, w rejony żałoby, zemsty i rodzinnych tajemnic. Ocenia ludzi porównując ich do roślin - oczywiście tych niebezpiecznych. Chociaż może być niewiarygodną narratorką, może być podejrzaną - to od samego początku czytelnik kibicuje tej "dziwnej" kobiecie w męskim garniturze jej ojca. Choć w dużej części społeczeństwa wzbudza ona politowanie - w czytelniku wzbudza sympatię.
0 komentarze