Gniew bogów

 


John Gwynne zamyka trylogię o Krwiozaprzysiężonych z impetem godnym bojowego młota Thora – bezwzględnie, brutalnie i absolutnie wspaniale. Gniew bogów,  ostatnia część epickiej fantastyki inspirowanej nordyckimi sagami daje czytelnikom wszystko, czego mogą pragnąć: apokaliptyczne bitwy, monstrualnych wrogów, gniew bogów i – co najważniejsze – emocjonalne zaangażowanie w losy uwielbianych (lub znienawidzonych) bohaterów. Całość czyta się z zapartym tchem, podziwiając kunszt Gwynne'a w opowiadaniu inspirujących historii połączonych z militarnym rozmachem, co krok zaskakujących czytelnika. Wszak w brutalnym świecie Vigriðu, w którym pałający żądzą zemsty bogowie odradzają się, nikt nie jest bezpieczny. Choć po drodze można uronić łezkę, to finał jest bardzo satysfakcjonujący, a ostatnie strony kojące ducha. Jest dokładnie tak, jak powinno być w finałowym tomie: mocniej, brutalniej, ale jednocześnie z pamięcią o zamykaniu poszczególnych wątków. Można by rzec: tam, gdzie wiele trylogii potyka się na ostatnim etapie, Gwynne przebija się przez finał niczym berserk w formacji tarcz, z uniesionym toporami i dotrzymanymi przysięgami.

Mistrzowska lekcja epickiego, mrocznego fantasy


Akcja książki rozpoczyna się dokładnie w miejscu, gdzie zakończyła się Głód bogów, rzucając czytelnika z powrotem w chaos targanej burzami krainy Vigrið – inspirowanego nordycką mitologią świata, gdzie bogowie chodzą po ziemi, potwory wypełzają z głębin, a zemsta płonie jak smoczy ogień. To bez wątpienia najbardziej naładowana akcją część trylogii – i chociaż taka intensywność mogłaby przytłoczyć inne dzieła, Gwynne umiejętnie osadza widowiskowość w tym, co zawsze było jego największą siłą: bohaterach.

Są tu oblężenia, zasadzki, bitwy morskie i pojedynki, które mogą śmiało stanąć obok najlepszych scen bitewnych w historii gatunku. Starcie morskie szczególnie się wyróżnia – namacalne, brutalne i niemal filmowe. Opisy starć - zarówno jeden na jednego, jak w w dużych formacjach sprawiają wrażenie autentycznych i dynamicznych: każdy opisywany cios, unik są przemyślane i tworzące pewną choreografię walki uchwyconą w słowach. Czy to w walce toporem i tarczą, czy między bogami a trollami – opisy nigdy nie tracą przejrzystości, nawet jeśli na polu bitwy króluje chaos.

I tak, to naładowanie tego tomu scenami walki mogłoby przytłoczyć, gdyby nie emocjonalna waga, która za nimi stoi. Każdy z bohaterów ma swoje motywacje - szlachetne bądź nie - by angażować się w walkę, przez co każde starcie ma znaczenie.

Bohaterowie, którzy stają się rodziną


Największą siłą Gwynne’a są jego postaci. Więzi między Krwiozaprzysiężonymi – zaciekła opiekuńczość Orki, nieugięta ambicja Elvary, lojalność Einara Półtrolla czy urok Varga  – sprawiają, że to nie jest tylko opowieść o wojnie z potężnymi bóstwami, chcącymi unicestwić świat. To historia wybranej, odnalezionej rodziny, przysiąg silniejszych niż krew. I w tym - relacjach między bohaterami - tkwi serce tej trylogii. Tak jak wspominałam, ta część pełna jest akcji, ale nie pozbawiona jest momentów oddechu - chwil takich jak wspólne posiłki bohaterów, w trakcie których wyrażane są obawy, ale także nadzieje. Dzięki skupieniu na losach bohaterów - a nie płonącego świata - wydarzenia takie jak zdrada rozdzierają serce; zaś zemsta jest niezwykle satysfakcjonująca. 

Pomysłowo, brutalnie i nieprzewidywalnie


Świat stworzony przez Gwynne’a pozostaje równie dopracowany - i autentyczny. Choć mocno inspirowany nordyckimi sagami, pełen jest oryginalnych reinterpretacji, dzięki czemu zaskakuje. Zaś legendarna podbudowa - dawna wojna bogów przynosząca zniszczenie i wizja jej powrotu - sprawiają, że świat wydaje się bogaty. Powieść z pewnością wpisuje się w ponure dark fantasy. Gwynne nie unika zdrady, okrucieństwa ani najciemniejszych zakamarków ludzkiej (i nieludzkiej) natury. To kwintesencja moralnej niejednoznaczności tej opowieści, świata, w którym chwała i okrucieństwo idą ręka w rękę.

A jednak – pośród tej furii – jest też piękno. Gwynne ożywia mitologię pełną niezwykłej magii, szalonych pomysłów i znakomitych scen, zapadających w pamięć swym rozmachem. Zaś brutalność i okrucieństwo równoważone są wspomnianymi relacjami tworzonymi między bohaterami - mimo całego mroku i nadchodzącej apokalipsy, w postaciach ciągle tli się nadzieja na spokojniejsze jutro. 

Słowem podsumowania... 

Gniewem bogów Gwynne pokazuje jak się powinno pisać zakończenia epickich trylogii. Jest więcej i mocniej, ale jednocześnie ostatni tom nie gubi głębi. Pozornie to opowieść o walce z przeciwnościami losu i wskrzeszonymi bogami, pałającymi żądzą zniszczenia - w swym rdzeniu jest to jednak historia o przysięgach. O tych składanych rodzinie, towarzyszom, idei i samemu sobie. O cenie ich dotrzymania i odwadze, jakiej to wymaga. I taki jest ostatni tom - dotrzymaniem przysięgi złożonej czytelnikom, że warto się w tą historię zaangażować!

Share:

0 komentarze