Rubinowy krąg. Wszystkie nasze tajemnice
Uwielbiam klimaty dark academia, tajemnicze szkoły z sekretami i bohaterów uwikłanych w intelektualne gry pełne sekretów. Z tego powodu co rusz sięgam po ksiązki opatrzone hasłem "dark academia" - i raz za razem spotyka mnie zawód. Wynika to głównie z tego, że wiele powieści mające ambicje wpisać się w ten motyw to młodzieżówki, które pewnie 20 lat temu bym pochłaniała - kiedy ja szukam czegoś dojrzałego, niczym "Tajemna historia" Donny Tartt. I w ten sposób zamiast dusznego, mrocznego klimatu, akademickiej atmosfery i niebezpiecznych sekretów dostaję romanse z obowiązkowym trójkątem miłosnym, zerową chemią między bohaterami i tajemnicami w stylu skandali ze stron czasopisma "Bravo".
Elitarna szkoła, tajne stowarzyszenie, przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć – te elementy brzmią jak gotowy przepis na dark academia. Niestety, powieść Jany Hoch jedynie udaje, że do tego nurtu należy. Choć nie brakuje w niej prób stworzenia dusznej, intrygującej atmosfery, „Rubinowy krąg” zamiast niepokojącej tajemnicy oferuje raczej zestaw licealnych dramatów i wątków jeździeckich. Jana Hoch próbuje co prawda połączyć klimat elitarnych szkół z nutą tajemnicy, ale efekt jest nierówny - za dużo wątków, potraktowanych zbyt pobieżnie i za mało budowania atmosfery otaczających bohaterkę sekretów. W rezultacie w książce pozostaje z motywu przewodniego raczej tylko szkoła z mocno eksponowanym wątkiem treningów jeździeckich i sekretnymi działaniami pozostającymi jedynie w tle. Ta powieść z pewnością ma pewien potencjał, ale trafi raczej do grupy docelowej, czyli piętnastolatków. A ja zwyczajnie jestem na nią za stara!
Gdzie się podziały te mroczne tajemnice?
Louisa, bohaterka powieści, zdobywa stypendium w prestiżowej Highclare Academy – miejscu zarezerwowanym dla młodzieży z wpływowych i zamożnych rodzin. Motyw outsiderki wrzuconej w zamknięte, snobistyczne środowisko mógłby budować ciekawy konflikt klasowy i emocjonalny. Niestety, już od pierwszych rozdziałów widać, że autorka zamiast psychologicznej głębi, stawia na gotowe schematy i uproszczenia, co jest największą wadą tej powieści. Co z tego, że Louisa nie należy do elit, jeśli na żadnym kroku nie napotyka z tego powodu na trudności - poza tym, że musi starać się utrzymać stypendium?
Choć otoczka akademii wydaje się na początku obiecująca, szybko okazuje się, że to jedynie tło dla dość przewidywalnych relacji towarzyskich i szkolnych intryg. Nurt dark academia, który powinien opierać się na atmosferze napięcia, obsesji, dekadencji i tajemnicy, tutaj sprowadzony jest do serii wyzwań. Same wyzwania nie niosą jednak napięcia - ani konsekwencji. Zbyt mało jest tu także tajemnicy - zwodzenia czytelnika kto za tymi wyzwaniami stoi i podnoszenia ich stawki. Dopiero w drugiej połowie pojawia się intrygujący motyw tajemniczych kopert - niestety całkowicie zepchnięty na dalszy plan, by zamiast tego opisywać kolejne treningi. Potencjał fabularny wyzwań zdecydowanie się w tej powieści marnuje - i nie wynagradza tego końcówka, skoro nie było wcześniej odpowiedniego budowania napięcia. Zachęciłabym młodych pisarzy do obejrzenia kilku filmów Alfreda Hitchcocka czy przeczytania "Dziecka Rosemary", by przekonać się na czym polega suspens, tak niezbędny dla budowania odpowiedniego klimatu napięcia.
Koń, który (niemal) ratuje fabułę
Jednym z niewielu autentycznych i oryginalnych wątków powieści jest motyw jeździectwa. Treningi, relacja Louisy z koniem, nauka cierpliwości i zaufania – to momenty, w których powieść naprawdę wskakuje na odpowiednie tory. Relacja z Theo, choć w założeniu romantyczna, nie iskrzy, ale przynajmniej wnosi nieco dynamiki do narracji. I tu znów pojawia się mój drobny zarzut: nie wszystkie wątki do siebie pasują. Chociaż sceny związane z jeździectwem są najlepsze, nie pasują do klimatu dark academia i odciągają od wątków szkolnych sekretów. O ile lepsza byłaby ta książka, gdyby skupiła się właśnie na tym: historii wykluczonej dziewczyny, z pewną traumą, która odnajduje jednak radość w jeździectwie i pomocy "zaklinacza koni". Czasami mniej znaczy więcej, a próba wpisania się w trendy (dark academia) może jedynie zaszkodzić.
Postaci i psychologia – zabrakło iskry
Największym mankamentem książki jest jednak konstrukcja psychologiczna bohaterów. Louisa to postać bierna – często bardziej reaguje niż działa, nie podejmuje decyzji, tylko poddaje się biegowi wydarzeń. Theo i pozostałe postacie są zaledwie zarysowane. Motywacje są mało przekonujące, ich emocje – powierzchowne. W efekcie trudno naprawdę przejąć się ich losem, a relacje między nimi wypadają raczej chłodno.
Co więcej, napięcia i dramatyzmu, które mogłyby napędzać akcję, często brakuje lub zostają rozwiane zanim zdążą wybrzmieć. Finał powieści, który mógłby uratować wcześniejsze dłużyzny, okazuje się przewidywalny i mało satysfakcjonujący - znów wpisujący się w pewne schematy niż będący organiczną częścią powieści.
Słowem podsumowania...
Dla nastoletnich czytelniczek marzących o elitarnej szkole z końmi i sekretnym stowarzyszeniem może to być atrakcyjna opowieść – lekka, sprawnie napisana i łatwa do utożsamienia się z bohaterką. Dla bardziej wymagających odbiorców, szukających suspensu i mroku, będzie to raczej rozczarowanie.
„Rubinowy krąg” to książka z potencjałem, ale nieudolnie próbująca wpasować się w modny gatunek. Pomysły są, klimat próbuje zaistnieć, ale narracja grzęźnie w dłużyznach, a tajemnice rozmywają się, zanim na dobre się zarysują.
0 komentarze