Wieża Nerona (recenzja)
Wielki Apollo za karę został zamieniony w pryszczatego nastolatka, który - jak to bywa u Ricka Riordana - musi ocalić świat. Nie robi tego jednak w pojedynkę, towarzyszy mu zadziorna Meg i cała plejada postaci z pozostałych serii autora. "Wieża Nerona" to ostatnia próba stojąca przed nastoletnim Apollo, w której przyjdzie mu się zmierzyć nie tylko ze złowrogim Neronem i jeszcze gorszym Pytonem, ale przede wszystkim samym sobą - aby pokonać zło Apollo nie musi stać się bogiem-herosem, a po prostu nauczyć się człowieczeństwa i empatii.
Ważne lekcje
Cała seria "Apollo i boskie próby" nieco mnie męczyła - była to powtórka z rozrywki, 200% Riordana w Riordanie. Każdy kolejny tom coraz bardziej mnie zniechęcał, choć przyznam że fanom stylu autora ta pewna wtórność wcale nie musi przeszkadzać. Do "Wieży Nerona" zasiadłam zatem źle nastawiona: okazało się, że to jeden z lepszych tomów w serii (choć nie przebija pierwszego). Szczególnie, że pod warstwą "młodzieżowych" dialogów i sarkastycznych komentarzy Apolla, kryły się ważne lekcje dla młodych czytelników.
"Tyle że, szczerze mówiąc, przestałem patrzeć na swój czas spędzony na ziemi jako na karę (...) Czas ten okazał się podróżą - ważną drogą, którą przeszedłem sam, z pomocą przyjaciół. Miałem nadzieję...nie, wierzyłem, że żałoba i smutek uczyniły mnie lepszą osobą. Z resztek Apollina wykułem doskonalszego Lestera i nie zamieniłbym tego doświadczenia na nic na świcie."
Pod śmieszkami i mało poważnymi komentarzami Apolla/Lestera, zostało ukrytych wiele ważnych lekcji. O tym, że warto myśleć o innych - i że ci inni mogą okazać się doskonałymi przyjaciółmi. Apollo ostatecznie przestaje być egoistą i to jest jego największe zwycięstwo. Czy wystarczy to jednak do pokonania nieśmiertelnych wrogów?
"A jednak, razem z pokorą, nauczyłem się czegoś jeszcze: a mianowicie poczucia, że bycie upokorzonym to dopiero początek, a nie koniec drogi. Czasami trzeba drugiej szansy na strzał, czasami trzeciej czy czwartej."
Riordan w tej serii przemyca także piękną lekcję o tolerancji. Już sam Apollo w ciele Lestera jest ciekawym przypadkiem: pozbawiony boskości, a zarazem "męskości" - jako Lester jest tchórzliwy i słaby. A mimo to uczy się odnajdywać swoją wartość w czymś innym niż mięsnie i brawura. Do tego na kartach powieści ukazane są postacie LGBT, a Apollo nie kwestionuje miłości swojego syna do Nica, tylko docenia piękno tego uczucia. Na dodatek w scenie bitwy wychwyciłam opis herosa na wózku inwalidzkim - był co prawda tylko wspomniany, ale pokazuje jak ważna jest reprezentacja różnych grup - u Riordana każdy może zostać herosem i należy to docenić.
"Kusiło mnie, by mu obiecać, że jeśli przeżyjemy, wrócimy do tego, ale nauczyłem się, że obietnice mają swoją wartość. Jeśli nie jest się absolutnie pewnym, że się następnie wszystko zrobi dobrze, lepiej nie obiecywać - to tak jak z pieczeniem dla kogoś ciasteczek."
0 komentarze