W Kotach z Shinjuku Durian Sukegawa udowadnia, jak wielka siłą tkwi w niepozornych opowieściach z nurtu iyashikei (healing novels). Na powierzchni to skromna opowieść o mężczyźnie trafiającym do baru, w którym stali bywalcy grają w zwyczajną, a jednak niezwykłą grę: koto-lotka. Polega ona na stawianiu zakładów, który z okolicznych bezdomnych kotów pojawi się w okienku. Jednak pod spodem skrywa się opowieść o społecznych wyrzutkach - osobach, które nie potrafią do końca dopasować się do japońskiego, sztywnego społeczeństwa. Są one jak te bezpańskie koty. Durian Sukegawa jest autorem, który dostrzega godność w tych na marginesie i w cichych, zapomnianych zakamarkach świata; który potrafi oddać głos emocjom, jakie nosimy w sobie pod powierzchnią codzienności.
Co ciekawe, tą krótką i niepozorną powieść można odczytywać także w kontekstach społecznych. Ukazuje ona chociażby toksyczną kulturę pracy w Japonii, która odciska piętno na naszym bohaterze, jak i skomplikowane relacje międzyludzkie - kiedy ludzie tak bardzo zawodzą, że bardziej ceni się towarzystwo kotów. Sukegawa portretuje Japonię zderzeń: między korporacyjnym wyścigiem szczurów a ludźmi, którzy z niego wypadli - lub są na granicy wypadnięcia. Podobnie z miejscem akcji, starym pubem w miejscu, które ma zostać poddane rewitalizacji - gdzie stare zderza się z nowym.
Wbrew kociemu tytułowi nie można nazwać tej powieści typowym otulaczem - jest ona przepełniona smutkiem, ale w takim japońskim wydaniu. Nie ma więc tutaj dramatycznych wydarzeń, a zwykła szara codzienność, która w pewnym momencie staje się zbyt ciężka i łamie naszych bohaterów - szczególnie gdy odbiera im się tą odrobinę szczęścia w postaci "głupiej" gry w koto-lotka. Choć sama historia wydaje się bardzo prosta to stanowi studium samotności - ale i budowania delikatnych, niespodziewanych więzi, które czynią życie znośnym. Nawet jeśli tą relacją jest opieka nad bezpańskimi kotami i docenienie ich charakterów za pomocą poezji.
Emocjonalne wypalenie
Koty z Shinjuku to opowieść o wypaleniu - emocjonalnym i zawodowym - mężczyzny w średnim wieku. Przypadkowe wejście do baru (jap. izakaya), fascynacja gra w koto-lotka i poznanie interesującej, ale równie niedopasowanej społecznie dziewczyny są punktami zwrotnymi w jego życiu. Nie ma tutaj ani odrobiny magii - niezwykłych kawiarni, pralni i księgarni; elementem "niezwykłym" jest margines społeczny, dzielnica, która w oczach wielkich biznesmenów powinna zostać zaorana i zamieniona w kolejne miejsce pełne nowoczesnych budynków, bez uwzględnienia potrzeb osób już przebywających w tym miejscu.
Wydarzenia w książce na nowo rozbudzają emocje w naszym bohaterze - subtelne jak przystało na japońską literaturę, ale silnie rezonujące z czytelnikiem. Czy uda mu się wyrwać z dotychczasowego życia czy poniesie sromotną porażkę?
Smutek, który ma sens
Najbardziej poruszającym aspektem Kotów z Shinjuku jest smutek. Powieść nie ucieka przed bólem czy osobistym żalem, które ciężko w pełni przezwyciężyć. Pytaniem pozostaje jak wielkim cieniem położą się na bohaterach - i czy mimo tego bólu uda im się odnaleźć choć odrobinę nadziei na szczęście i spełnienie. Jest w tej opowieści coś głęboko japońskiego: szacunek dla ciszy, melancholii, subtelne wykorzystanie przestrzeni i zwierząt jako luster emocji, skupienie się na geście, a nie deklaracji. Choć akcja dzieje się w Shinjuku, dzielnicy kojarzonej z neonami i tętniącym życiem, miejsce wydaje się kameralne i wyciszone, a także w pewnym sensie "znoszone" niczym stary płaszcz - niczym bohaterowie, którzy nie uczestniczą z siłą w społeczeństwie, tylko właśnie pozostają na uboczu (przynajmniej emocjonalnie).
Niezwykle ciekawe jest wykorzystanie bezpańskich kotów, w których nasi bohaterowie odnajdują siebie. Kot, swoją kocią obojętnością i chwilami czułości, staje się kotwicą: przypomnieniem, że ukojenie nie polega na wymazaniu bólu, lecz na nauce życia z nim jedynie poprzez wprowadzenie drobnych zmian, nawiązanie nowych relacji. Tym samym obecna w tej powieści melancholia nie przytłacza, bo zapewnione są też chwile ulgi - chociażby w postaci gry w koto-lotka czy tworzenia kociej poezji.
Piękno zwyczajności i blask nadziei
Największą siłą Sukegawy jest umiejętność dostrzegania poezji w codzienności i zwyczajności. Na pierwszy rzut oka ani bohaterowie, ani miejsce niczym się nie wyróżniają; co więcej - brakuje im czaru i charyzmy. Zachodzące zmiany są subtelne i nie stoi za nimi nic magicznego, niezwykłego - czy szokującego. A jednak delikatna relacja, która potrafi "uleczyć" (w pewnym stopniu) człowieka ma w sobie coś z magii - i właśnie to opisuje Sukegawa w prosty i oszczędny sposób.
Na końcu tej smutnej, ale czułej opowieści pojawia się coś jeszcze: ulga, akceptacja, a może nawet krucha nadzieja. Taka, która nie oznacza zmiany o 180 stopni, ale tkwi w małych decyzjach, by dalej iść przez życie. Prawdziwie iyashikei musi nieśc ulgę czy katharsis - i tak dzieje się tutaj, choć bez wielkich haseł i spektakularnych przemian. To bardzo subtelna, powściągliwa proza, która jednak rezonuje z czytelnikiem o odpowiedniej wrażliwości.
Słowem podsumowania...
W czasach, gdy dominują szybkie fabuły i wymuszony optymizm, Koty z Shinjuku wyróżniają się swoim spokojem. Sukegawa nie pogania czytelnika – pozwala mu we własnym tempie zagłębiać się w historię, dostrzegać ukryty sens pod pozornie zwykłą opowieścią o codzienności. Książka, która z pozoru mówi o niczym szczególnym, a w rzeczywistości opowiada o wszystkim, co najważniejsze. Smutna i cicha, ale przynosząca ukojenie. Pełna czułości wobec tych, którzy nie pasują do narzuconych społecznych ram – wyrzuceni na margines niczym bezpańskie koty, znajdują sens w najprostszych relacjach. Mnie oczarowała, na długo rezonując w moim czytelniczym sercu.
0 komentarze