Powiernik mieczy (recenzja)

 


"Wojownik wiedział, że wzbudził ich zdziwienie, bo rzadko się zdarza, by lord dziękował służbie, ale Rezkin nie próbował odgrywać lorda. Zdecydował, że dopóki nie stanie się konieczne, by wszedł w jakąś rolę, będzie po prostu sobą. A ponieważ nie wiedział tak do końca kim jest, pozwalał im myśleć, co sobie życzyli."

"Powiernik mieczy" Kel Kade to pierwszy tom serii o tajemniczym Rezkinie - młodzieńcu, który od dziecka szkolony jest na doskonałego wojownika. W jakim celu? I kim właściwie jest? Sam pomysł wyjściowy jest niezwykle intrygujący i zapowiada wciągającą lekturę. Niestety samo wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Pierwszy tom nie daje odpowiedzi na postawione pytania, a powtórzenia i brak znaczącego posuwania akcji do przodu sprawia, że całość potrafi się wlec. A szkoda, bo gdy tylko Autorka skupia się na zadaniu Rezkina, a nie robiących do niego maślane oczy kobietach i ich przemyśleniach wewnętrznych, robi się ciekawie. Kel Kade nie stroni także od humoru, który sprawia, że jest to lektura lekka. Jest tu dużo potencjału dobrej historii, co doceniam - a co stawia dużo wyższą poprzeczkę przed drugim tomem - gdzie liczę, że poprawi się styl Autorki.

Zacznijmy od samej historii. "Powiernik mieczy" ma interesujące otwarcie, które stawia wiele pytań. Sprawiło to, że powieść na początku bardzo mnie wciągnęła. Pozbawiony mistrzów Rezkin, szkolony na wojownika i skrytobójcę, podejmuje decyzję udać się za Adwersarzem, który może dać mu odpowiedzi na nurtujące go pytania. To człowiek skupiony na zadaniu - bo do tego był szkolony. Po drodze za Adwersarzem Rezkin spotyka dwójkę ludzi, którzy nazywają siebie przyjaciółmi młodzieńca - i Rezkin kierując się zasadą "chroń i szanuj przyjaciół", postanawia towarzyszyć parze w ich podróży...To nie jedyna decyzja, którą Rezkin podejmuje pod wpływem chwili (ciekawy wątek Gildii Złodziei), tym samym rozpraszając się od głównego zadania. Taka struktura fabularna początkowo wydała mi się ciekawa - to pewne odejście od typowego motywu drogi, gdzie na drodze do celu znajdują się przeszkody - tu mamy jakby "poboczne misje". Staje się to jednak problematyczne, kiedy to one zaczynają dominować - a cel się rozmywa, do tego stopnia, że można zapomnieć, czemu Rezkin wyruszył w drogę. Cierpi na tym logika powieści, ale i konstrukcja samego bohatera.

Na plus na pewno zasługuje dodanie do całości humoru. Sama postać Rezkina i początkowa intryga są mroczne, ale Autorka świetnie je równoważy humorem, co nadaje całości lekkości. Jednym z motywów przewodnich powieści stało się niedopasowanie Rezkina, który wiele wie o świecie zewnętrznym - ale jest to wiedza raczej teoretyczna. Przez to różne zachowania go dziwią, a sam nawet nie zauważa jak oddziałuje na kobiety. Niestety z czasem ten powtarzalny humor (oparty na tym samym schemacie) staje się nużący. 

"Kilku z adwersarzy też było biegłymi miecznikami. Wszyscy musieli znać na poziomie mistrzowskim chociaż jedną Umiejętność, a niektórzy opanowali w ten sposób dwie lub trzy. Adwersarze Farson i Adona posługiwali się biegle aż pięcioma Umiejętnościami, przebijając pozostałych. Nikt jednak nie znał ich wszystkich tak jak Rezkin".

Bohaterowie stanowią zarówno mocny punkt powieści, jak i jej piętę achillesową. Jak to możliwe? Rezkin początkowo intryguje, a jednocześnie budzi sympatię - z jednej strony jest doskonałym wojownikiem, który niejednokrotnie zabijał drugiego człowieka, z drugiej w zwykłych relacjach międzyludzkich jest niezwykle uprzejmy. Z czasem jednak nieporadność w relacjach społecznych (przede wszystkim damsko-męskich) to za mało, aby zrównoważyć jego doskonałość w każdym calu - nie ma broni, której by nie opanował, doskonale zna historię i medycynę, a do tego zdaje się być genialnym strategiem. A do tego jest niezwykle przystojny, o czym Autorka ciągle przypomina. Sprawia to, że na dłuższą metę Rezkin jest postacią nużącą - ciężko jest przezywać ekscytację z przygód osoby, dla której wszystko jest łatwe - czy to będzie pokonanie jednocześnie gromady przeciwników, włamanie się do miejsca zabezpieczonego magią czy przechytrzenie Gildii Skrytobójców. Nic nie stanowi dla niego wyzwania, wszystkiego potrafi dokonać w gruncie rzeczy bez przygotowania i dłuższego planowania (genialny strateg potrzebuje przecież raptem chwili). Niestety pozostałe postacie nie wypadają lepiej - Frisha miała być naiwna i urocza, na dłuższa metę jest męcząca. Po 500 stronach powieści można ją określić po prostu jako osobę podkochująca się w Rezkinie. I niestety w ten sposób można opisać każdą postać żeńską, przez co Autorka stworzyła z nich karykatury. Najdobitniejszym przykładem jest Reaylin - mała, zadziorna blondynka, a jakże, obdarzona odpowiednimi krągłościami, która chce udowodnić, że jest dobrą wojowniczką. Kiedy spotyka na swojej drodze mistrza miecza jak Rezkin to chce się od niego uczyć? Oczywiście, że nie, bo kobiety pióra Kel Kade myślą tylko o tym, jakby to było spędzić noc z tajemniczym przystojniakiem (który jest bardzo groźny, ale co tam ma maniery i boskie ciało.) Tam czy kapitan Jimson stanowią niestety tło w tej drużynie. Jestem pewna, że znacznie łagodniej oceniłabym bohaterów, gdybym wcześniej nie czytała dwóch tomów z serii o Beniaminie Ashwoodzie - tak powinno się tworzyć drużynę, w której każdy odgrywa jakąś rolę, tak powinno się pisać postacie, które nawet będąc mistrzem miecza nie są niezwyciężone - a najcięższe potyczki jeśli nie życiem, muszą przypłacić zdrowiem. 

Jak przystało na fantastykę niezwykle ważnym elementem jest budowanie świata. W "Powierniku mieczy" kończy się ono jednak na wymyśleniu paru nazw krain i ich oręża. Dowiadujemy się między linijkami o tym, że w świecie "Powiernika mieczy" istnieje magia - jednak nie włada nią Rezkin, więc znajduje się jakby na marginesie powieści. Dostajemy jedynie skrawki informacji - o tym, że istnieją gildie złodziei i skrytobójców, że jest jakiś król, a na jego dworze ktoś zapewne knuje zdradę, że istnieją niezwykłe miecze, które powierza się tylko osobom zasłużonym dla kraju. Wszystkiemu temu - tak jak i postaciom - brakuje jakieś substancji, głębi, wydaje się to jedynie nakreślone, papierowe. 

"Powiernik mieczy" to powieść, którą zaliczam do kategorii "zmarnowany potencjał". Po naprawdę dobrym otwarciu jest tylko gorzej, a co początkowo były zaletą staje się nużące. Całość niestety przypomina raczej fanfiction w swojej banalności niż solidne fantasy. Jednocześnie nie dziwię się, że powieść zbiera całkiem sporo pozytywnych recenzji - to typowe guilty pleasure, w którym przymykamy oko na wady i brak logiki. Rezkin to przykład Mary Sue - postaci zbyt doskonałej; w jego umiejętności jest ciężko uwierzyć, gdy opis szkolenia obejmuje jeden rozdział, oparty na czasowych przeskokach, a chłopak ma zaledwie 19 lat. My jako Czytelnicy na słowo mamy uwierzyć, że tyle wystarczyło by stał się mistrzem nie tylko w walce, ale i zapamiętał plany wszystkich miast w królestwie czy rodowody szlachciców, przy okazji ćwicząc także odporność na trucizny oraz praktyki uzdrowicielskie. To zwyczajnie za dużo. Zapowiadało się dobrze, a wyszło jak wyszło.


Kel Kade "Powiernik mieczy" (2015)
Polskie wydanie: 2021, Fabryka Słów

Tłumaczenie: Piotr Kucharski

Share:

0 komentarze