Małe rączki (recenzja)


 "Cierpiałyśmy na tę wściekłość, jak cierpi się od klątwy: spadła na nas nagle. Klątwa złej, zgorzkniałej czarownicy. Może zła czarownica kochała jak my i nie wiedziała, co zrobić z tą swoją miłością, i odchodziła z płaczem w kąt, może pod jej nienawiścią grała mała orkiestra, rozbrzmiewał hymn o miłości, który ją dusił, a czarownica spoglądała w mrok swojej miłości, jak wygląda się przez okno pociągu, biedna czarownica, która cierpi z miłości."

"Małe rączki" Andrésa Barby to powieść przedziwna. Wydana niczym książeczka dla dzieci, z dużym drukiem i ilustracjami, ale napisana językiem zawiłym, pełnym symboliki. To powieść, która hipnotyzuje, w której zdania tworzą pewien rytm - a przy tym wywołują uczucie niepokoju. I za ten klimat niepokoju cenię "Małe rączki" - choć dla wielu ta powieść wyda się zbyt dziwna, zbyt zawiła językowo, a jednocześnie zbyt prosta fabularnie. 

Krótka powieść Andrésa Barby opowiada o dziewczynce imieniem Marina, która w wypadku samochodowym traci rodziców i trafia do sierocińca. Tam nie może dopasować się do pozostałych dziewczynek - które również czują, że Marina jest inna, ponieważ doświadczyła posiadania rodziców. Pewnego dnia Marina wymyśla "zabawę", która okazuje się tragiczna w skutkach... W zaledwie paru zdaniach można w gruncie rzeczy streścić całą powieść. Jednak nie o fabułę chodzi w "Małych rączkach", ale przeżycia. To powieść o traumie i samotności, która dotyka zarówno tragicznie osieroconą dziewczynkę, jak i przedziwny podmiot zbiorowy, jakim są sieroty. Bo czym dla dziecka jest utrata rodziców? Sens zdania "twoi rodzice nie żyją" wymyka się dziecku, tym samym cały język opisujący świat staje się niejako obcy - a dziecko chwyt się jedynie tego, co znajome. Andrés Barba stawia pytania o to, czy dziecko jest w stanie wyjść z traumy, będąc otoczoną innymi "pokiereszowanymi" istotami. 

"Oczekiwano od niej, że zrozumie to zdanie. Ale dziewczynka nie płacze, nie załamuje się, nie reaguje. Dziewczynka wciąż żyje na obrzeżach tego zdania. A może po prostu jej inteligentna wyobraźnia wciąż nie chce połączyć w całość czegoś, czego w żaden sposób połączyć się nie da. Zdanie było wciąż wypolerowane i czyste, i powierzchowne, jak buty dorosłych."

"Małe rączki" są powieścią na tyle zagadkową, że każdy może pokusić się o własne odczytania. Oprócz warstwy symbolicznej, niezwykle ważny jest w niej klimat niepokoju - i kto go nie odczuje, będzie raczej zawiedziony. Z tego powodu przestrzegam - choć na okładce czytamy, że jest to horror połączony z powieścią psychologiczną, nie należy się nastawiać na klimaty gotyckie czy opowieści o duchach; to zupełnie inny typ literatury. Dziwnej, onirycznej i w pewnym sensie prowokacyjnej. 

"Nie znałyśmy smutku, póki nie zaznałyśmy porównania. Rodził się stamtąd: jak szczelina, z tej blizny. Widziałyśmy się i poczułyśmy się nagie wobec tego ciała. Pierwszy raz niektóre z nas poczuły się grube albo brzydkie, poczuły, że są ciałem i tego ciała nie da się zmienić. Tak jak pojawiła się ona, pojawiłyśmy się my."

Mimo niewielkich rozmiarów "Małe rączki" są lekturą wymagającą skupienia i czasu. Trzeba się tej historii poddać, dać się porwać jej hipnotycznemu rytmowi i niepokojącej atmosferze. W przeciwnym wypadku lektura "Małych rączek" może okazać się doświadczeniem zbyt dziwnym. 


 Andrés Barba  "Małe rączki" (2008)
Polskie wydanie: 2021, Wydawnictwo Filtry
Tłumaczenie: Katarzyna Okrasko

Share:

0 komentarze