Cienie między nami (recenzja)
"Miłość zrobiła ze mnie morderczynię. Złamała mi serce, zniszczyła mnie. Musiałam stworzyć się na nowo".
"Cienie między nami" Tricii Levenseller to powieść nieco na wyrost wrzucona do kategorii fantastyka. Bliżej jej do romansu dworskiego w wersji young adult niż fantastyki - nie uświadczymy w niej skomplikowanej kreacji świata czy systemu magicznego. Chociaż staram się unikać pojęcia guilty pleasure - skoro coś nam sprawia przyjemność, to czemu mamy z tego powodu odczuwać wstyd? - to powieść "Cienie między nami" idealnie pasuje do tego określenia. Powieść czyta się przyjemnie, tak jak ogląda kino klasy B - to ma być czysta rozrywka przy wyłączeniu czepiania się o szczegóły. Jeśli dodamy do tego feministyczne przesłanie o tym, że każda kobieta ma prawo decydować o swoim ciele i czerpaniu z niego przyjemności - to dostajemy przepis na udane popołudnie z książką.
W swojej powieści Tricia Levensellera garściami czerpie z utartych schematów, a mimo to udaje jej się w pewien sposób wyróżnić na tle innych młodzieżówek. A to za sprawą jednego zabiegu: uczynienia z głównej bohaterki morderczyni. I to w pierwszym akapicie! A do tego dziewczyny wyzwolonej seksualnie, pragnącej władzy i podziwu, znającej własną wartość. Alessandra już od pierwszego zdania intryguje; złamane serce leczy za pomocą sztyletu, a ślub z królem traktuje jako drogę do władzy. Król Cieni zresztą też jest nikczemny - nic dziwnego, że między nimi iskrzy. Z pewnością to powieść, która spodoba się fanom nowej filmowej Cruelli DeMon (na marginesie dodam, że Alessandra też ma dryg do projektowania strojów) - wpisuje się bowiem w nowy trend czyniący złoczyńców protagonistami. Zapewne za jakiś czas stanie się to boleśnie wtórne, ale na razie zapewnia rozrywkę wszystkim tym, którzy mają już dosyć grzecznych dziewczynek w rolach głównych - i którzy potrafią przymknąć oko na inne niedociągnięcia.
"Jest mi ciepło i lekko na sercu. Kiedyś inny chłopiec sprawił, że tak się czułam. Dzięki niemu byłam spełniona, dostrzeżona i kochana. Teraz robaki żerują na jego ciele zakopanym w ziemi".
Tak jak wspominałam, "Cienie między nami" ma w sobie wiele z uproszczonego kina klasy B - to prosta, jednotomowa historia mrocznego romansu. Jak przystało na guilty pleasure - potrafi przykuć nas do fotela i zapewnić nieprzespaną noc z książką, a jednocześnie za jakiś czas ulecieć nam z głowy. Do mnie przede wszystkim przemówił koncept miłości antagonistów, którzy potrafią śmiać się skazując innych na śmierć/więzienie. Jednak poza samym konceptem wszystko w tej powieści mogłoby zostać lepiej wykonane. Zacznijmy od bohaterów - choć Alessandra intryguje, mając w zamierzeniu być przeciwieństwem księżniczki Disney'a, w drugiej połowie książki gdzieś gubi swoją zadziorność. Z kolei Król Cieni miał być bezwzględnym władcą podbijającym inne terytoria. Postacią mroczną, do której nikt nie jest w stanie się zbliżyć. Niestety wykonanie kuleje - Król Cieni w żadnym wypadku nie wydaje się władczy, przypomina raczej nieśmiałego i zamkniętego chłopca, którego najlepszym przyjacielem jest wielki i groźnie wyglądający pies (a w rzeczywistości puchata kulka).
"Uważam po prostu, że powinnyśmy mieć takie same prawa jak mężczyźni. Nawet w sypialni".
Z kreacją postaci - tym kim mają być w zamierzaniu, a kim się okazują - wiąże się kreacja świata przedstawionego. A raczej jej brak. O opisanym świecie niewiele wiemy, ze strzępków informacji możemy wywnioskować, że jest to świat, w którym znajdują się gotyckie budowle, a kobiety noszą obszerne suknie zakrywające kostki; świat, w którym podróżuje się konno i pojedynkuje na rapiery... A jednocześnie nic nie stoi na drodze, aby w niektórych scenach pojawiła się elektryczność, a zamachowiec najpierw strzelał półautomatycznym pistoletem, by później chwycić za rapier. Król Cieni potrafi przejść w cienisty stan - co zapewnia mu nieśmiertelność - jednocześnie nie może nikogo dotknąć. W ten sposób została przeklęta jego rodzina - ale czy w tym świecie istnieje jakiś system magii? Dlaczego wszyscy akceptują wijące się cienie wokół króla? Powieść nie jest długa i można byłoby ją rozbudować właśnie o opis świata lub chociażby zbudować grozę wokół Króla Cieni. A tak wszystko wyszło uproszczone - prosto jak z filmu o złoczyńcach Disneya, gdzie Cruella Emmy Stone jest zła, bo nosi się na czarno.
I choć tak wiele w tej powieści kuleje, to świetnie się bawiłam podczas czytania! Tak, mogłoby być lepiej, świat czy relacje między postaciami mogłyby być głębsze, przydałaby się także odrobina logiki i ciągu przyczynowo-skutkowego (zabicie kogoś -> śledztwo w tej sprawie/groźba wykrycia -> absolutny brak konsekwencji) oraz gęstsza intryga - ale nawet bez tego "Cienie między nami" potrafią zapewnić te kilka godzin rozrywki. A to wszystko za sprawą głównej bohaterki mającej prosty plan - poślubić króla, zabić go i zostać królową. Pierwsza połowa powieści wypada świetnie, to dopiero w drugiej połowie zaczynają rzucać się w oczy niedociągnięcia. Jednocześnie całość ma szybkie tempo, jest wciągająca, a postacie naprawdę da się polubić - przez co dopiero po zakończeniu dostrzegamy brak głębi i budowania świata. Na ogromny plus wątki feministyczne. Polecam wszystkim, którzy szukają niewymagającej i wciągającej młodzieżówki.
Polskie wydanie: You&YA (2022)
Tłumaczenie: Katarzyna Bieńkowska
0 komentarze