Ucieczka w dzicz (recenzja)

 


Po latach postanowiłam odświeżyć sobie cykl "Wojownicy" - z pewną obawą, czy nie jestem już na niego za stara. Jednak z miłości do powieści przygodowych i animal fantasy chyba tak naprawdę się nie wyrasta - bo tym właśnie jest "Ucieczka w dzicz". By dobrze się przy niej bawić należy zawiesić dorosłe myślenie, które podpowiada nam, że w rzeczywistości koty nie mają dziewięciu żyć i z pewnością nie tworzą dobrze zorganizowanych klanów mieszkających w lesie. Trzeba mieć otwarty umysł - a przede wszystkim serce - by dać się zwyczajnie porwać przygodzie, podążając za młodym kotkiem, który postanawia porzucić ciepłe pielesze i odkryć w sobie duszę wojownika. Wtedy dostaniemy powieść o lojalności, odwadze, ale i zdradzie. Na przykładzie perypetii młodego kociaka "Ucieczka w dzicz" pokazuje, by nie oceniać innych zbyt pochopnie oraz czerpać radość ze współpracy. Nie dziwię się, że dla wielu dzieci ta seria jest tym, czym Harry Potter dla mojego pokolenia - książką, która wciągnęła do magicznego świata czytania. Jeśli dorosły nadal ma w sobie coś z dziecka to również zostanie porwany przez opowieść o walecznych kotach.

W "Ucieczce w dzicz" nie brakuje intryg - to nie jest wyłącznie prosta opowieść o kocie, który uczy się polować w lesie. Klany mają swoją politykę, a walka o władzę zwykle prowadzi do korupcji. I choć dla dorosłego czytelnika nie będzie tu wielu zaskoczeń czy niespodziewanych zwrotów akcji, to nie można odmówić powieści budowania pewnego poczucia zagrożenia. Do samego końca miałam nieprzyjemne przeczucie, że jeden z kocich bohaterów zginie przede wszystkim przez to, że podejrzewałam źródło niebezpieczeństwa. To oczywiście stwierdzenie na wyrost, ale "Wojownicy" mają w sobie coś z "Gry o tron", tyle że dla dzieci i o kotach. W powieści nie brakuje scen brutalnych, których nie spodziewalibyśmy się w ugrzecznionych książkach dla dzieci - w starciach każdy z kotów może zginąć, a mentor może się okazać wrogiem.

Jeśli miałaby coś zarzucić powieści to niepotrzebne komplikowanie imion. Owszem stanowią one pewien element kreacji świata przedstawionego, w którym w zależności od pozycji w klanowej hierarchii otrzymuje się odpowiednie imię plus przydomek (i tak przywódcy będą nazywani gwiazdami, a uczniowie łapami), jednak w pewnym momencie można się pogubić przy tych wszystkich Kruczych, Ognistych, Burych itd. Łapach. Pewnie dla młodych czytelników jest to o tyle dobre, że uczy uważnej lektury - zresztą dzieci mają świetną pamięć do imion, wystarczy spojrzeć jak doskonale kojarzą te wszystkie bajkowe postacie. To nam, dorosłym, zapycha się już dysk twardy zwany pamięcią i tych imion zwyczajnie nam się spamiętywać nie chce.

"Ucieczka w dzicz" to nie jest książką dla każdego dorosłego - warto mieć na uwadze, że kierowana jest do młodszego odbiorcy. Ponadto bohaterami są dzikie koty - które jak to zwierzęta mieszkające w lesie - muszą coś jeść. Dla kogo zatem będzie ta powieść? Dla miłośników animal fantasy, czyli tych którym nie przeszkadzają gadające koty budujące własne społeczeństwo i kulturę, a także tych którzy lubia powieści przygodowe dla nieco młodszych czytelników. "Ucieczka w dzicz" to wspaniała przygoda, pełna różnorodnych postaci i małych-wielkich wyzwań.


Erin Hunter "Ucieczka w dzicz" (2003)
Polskie wydanie: Nowa Baśń

Share:

0 komentarze