Nawiedzony dom na wzgórzu (recenzja)

 


"Nawiedzony dom na wzgórzu" uchodzi za klasykę gatunku, dziś jednak mija się z oczekiwaniami większości czytelników - zostaliśmy przyzwyczajeni do grozy wyskakującej w postaci jump scare. Tutaj jednak nie tyle sam dom, co głowa Eleanor wydaje się opętana szaleństwem: bohaterka, która nigdy nie żyła własnym życiem, która czuje że nie ma swego miejsca trafia do przeciwnego domu, zdającego się ją przywoływać. Eleanor towarzyszą ciągłe zmiany nastroju, dziwne myśli - raz kogoś udaje, raz kogoś lubi, innym razem nienawidzi. To wpływa na to, że jest postacią niezwykle irytującą (czemu nie pomaga lektorka czytająca w audiobooku jej kwestie wyjątkowo płaczliwym głosem), ale o to przecież chodzi: o wywoływanie dyskomfortu. Mnie osobiście zabrakło w tym tekście odrobiny więcej suspensu i straszenia samym domem, a i zakończenie wydaje się irytująco urwane. Nic dziwnego, że adaptacje (tak jest ich kilka!) tej powieści dużo bardziej skupiają się na nawiedzonym domu i jego mrocznej historii niż oryginalny tekst.

Trzeba przyznać, że początkowo "Nawiedzony dom na wzgórzu" intryguje - zdaje się, że dom wpływa na bohaterów i wzbudza obawy mieszkańców okolicy. Potencjał ten zostaje jednak po drodze zagubiony i wkrada się fabularny chaos. Bohaterowie prowadzą dziwne rozmowy, a wspomniana Eleanor raz wszystkich lubi, innym razem nienawidzi - a po drodze zdaje się gubić i odnajdywać samą siebie. Niestety interakcji domu z kobietą jest coraz mniej, a akcja zdaje się posuwać w ślimaczym tempie. Gdzieś ulatuje cały suspens, a zakończenie pozostawia niedosyt

Myślę, że ten fabularny chaos, pozostawianie wątków niczym okruszków i jedynie sugerowanie odpowiedzi było zabiegiem celowym. Jednak aby to zagrało powieść powinna bardziej angażować, wzbudzać emocje - a tak nie jest. I w ostatecznym rozrachunku wydaje się zwyczajnie nijaka. Warto mieć na uwadze, że wydaje się taka z dzisiejszej perspektywy - kiedy już poznaliśmy wiele opowieści o nawiedzonych domach. To powieść raczej dla miłośników klasyki, którym nie przeszkadza wolniejsze tempo. Nie można jej odmówić klimatu i budowania napięcia w pierwszej połowie - i gdyby tylko to napięcie nie zniknęło, doprowadzając do punktu kulminacyjnego "Nawiedzony dom na wzgórzu" z pewnością stałby się powieścią ponadczasową, a nie wyłącznie źródłem inspirującym filmowców.


Shirley Jackson "Nawiedzony dom na wzgórzu" (1959)

Share:

0 komentarze