Ucałuj ją ode mnie

 


"Ucałuj ją ode mnie" to "kocykowa" okołoświąteczna komedia romantyczna ze szczyptą pieprznej pikanterii i dramatyzmu. To opowieść z rodzaju typowych świątecznych rom-comów - z jednym znaczącym twistem: nasza bohaterka zakochuje się w siostrze swojego udawanego narzeczonego. Jest śnieg, są świąteczne aktywności, sporo problemów z komunikacją, które prowadzą do katastrof, a także obowiązkowy (to jest tak oczywiste w takich historiach, że nie będzie to spojlerem) happy end. I nie ma w tym niczego złego: "Ucałuj ją ode mnie" od początku obiecuje być ciepłą queerową opowieścią, nieco naiwną, ale idealnie wpisująca się w magię świąt - choć posiadającą pewien ciężar w postaciu bagażu doświadczeń głównej bohaterki.

"Ucałuj ją ode mnie"  choć korzysta z wielu znanych klisz udaje się nie popaść w całkowitą sztampowość - a nawet bawić się z niektórymi motywami. Wiele świątecznych komedii romantycznych trzyma się prostego schematu - jedna osoba ze względu na święta wyjeżdża z miasta i tam odkrywa magię świąt oraz drugą połówkę, będącą jej/jego przeciwieństwem. Tutaj poznajemy Ellie, która uważa siebie za chodzącą porażkę, boi się nawiązywać relacji, a w dodatku tęskni za świętami z prawdziwego zdarzenia, których nigdy nie przeżyła. Jest kobietą w kryzysie - rozpamiętującą "last Christmas", zeszłe święta, kiedy to przypadkiem poznała tajemniczą Jack - i w której wbrew swoim zasadom zakochała się w przeciągu jednego dnia; jej marzenia związane z pracą legły w gruzach, a lada dzień grozi jej eksmisja. Czy można się jej dziwić, że ostatecznie godzi się na propozycję przystojnego i bogatego Andrew, który potrzebuje udawanej narzeczonej w zamian za rozwiązanie kłopotów finansowych? Co może pójść nie tak jeśli spędzi z nim i jego rodziną święta w malowniczej chatce? I gdy tylko nam się wydaje, że będzie to typowa komedia o bogatym mężczyźnie i ubogiej kobiecie, Autorka sprytnie wprowadza niezależną siostrę Andrew, by zabawić się z naszymi oczekiwaniami.

Chociaż jest to komedia romantyczna - z obowiązkowym lepieniem pierniczków, śpiewaniem kolęd i zabawami w śniegu - z motywem przewodnim dotyczącym udawanego związku, to w zasadzie porusza ciekawy temat: pokonywania strachu. Ellie jest w życiu nieszczęśliwa właśnie przez strach i zakładanie z góry, że wszystko zakończy się porażką, przez co sabotuje własne marzenia. Nie do końca realizacja tego tematu wyszła - mamy uwierzyć, że Ellie dwukrotnie sama zniszczyła swoje szanse na happy end z wymarzoną dziewczyną; dla mnie jednak to ona była ofiarą - w pierwszym wypadku kłamstwa (i to jakiego!), w drugim wyolbrzymienia sytuacji i zbędnego dramatyzmu, oraz krzywdzącego zrzucenia całej winny na Ellie, kiedy wszyscy naokoło wcale nie byli świętoszkami (patrzę na was Jack i Dylan). Potencjał tego wątku został więc wykorzystany połowicznie (Ellie sama wpędza się w poczucie winy, z którym musi walczyć - czy raczej robią to inni?), a szkoda, bo temat pokonywania własnego lęku przed porażką, czy to zawodową, czy w związkach jest bardzo ciekawy.

Jestem typem osoby, która zdecydowanie preferuje slow burn w romansach - stąd też nie do końca przekonała mnie przedstawiona w powieści relacja. Ellie miała być osobą, która potrzebuje czasu, budowania relacji, by poczuć do kogoś pociąg. Oczywiście mamy uwierzyć, że skoro zakochała się w tajemniczej dziewczynie w przeciągu jednego dnia, to z pewnością musi być coś wyjątkowego - mnie jednak odebrało to czar zakochiwania się. Skoro Ellie miała być reprezentantką demiseksualności (co zostało wielokrotnie podkreślone), to zbyt szybkie nawiązanie relacji z Jack trąci fałszem.

"Ucałuj ją ode mnie" jest moim zdaniem powieścią nieco zbyt długą, przez co w oczy rzuca się powtarzalność niektórych opisów (dotyczących wyglądu, a szczególnie uśmiechu Jack). Niektóre sceny wydają się mało zajmujące, choć miały na celu przedstawienie Ellie jak wygląda spędzanie rodzinnych świąt - i to nie byle jakich, ale rodziny uprzywilejowanej dzięki bogactwu. Sceny te pasują do jednego z poruszanych tematów (dysfunkcyjnej rodziny Ellie), ale nie do końca mnie kupiły.

Pomimo wszystkich wad, "Ucałuj ją ode mnie" pozostaje "kocykową" książką z queerową reprezentacją, która oprócz lepienia ciasteczek, porusza i trudniejsze tematy (przytłaczające relacje z rodziną czy kwestie zdrowia psychicznego). Dla mnie było to jednak za mało, aby ta historia naprawdę zapadła mi w pamięć czy szczególnie wciągnęła w czytanie - powieść pozostaje gdzieś w rozkroku między ciepłym i pełnym omyłek romansem a powieścią obyczajową o kobiecie borykającej się z zaburzeniem lęku uogólnionego. Nie uważam, żeby powieść była sama w sobie zła - nie trafiła jednak do mnie. Jeśli jednak lubicie komedie omyłek, a motyw udawanego związku jest waszym ulubionym to "Ucałuj ją ode mnie" nie powinno was zawieść!


Alison Cochrun "Ucałuj ją ode mnie" (2022)
Polskie wydanie: WAB (2023)



Share:

0 komentarze