Chiny w dziesięciu słowach


"Chiny w dziesięciu słowach" to książka niesłusznie wrzucona do kategorii reportażu na portalu Lubimy Czytać. Autor, znany chiński pisarz, wybrał 10 słów-kluczy dla opisania Chin; jednak poza ostatnimi dwoma rozdziałami nie czyni tego w sposób reporterski czy naukowy. Książka bardziej przypomina gawędę, zbiór esejów-wspomnień, stanowiących zarówno pewien rodzaj biografii autora - jak i całego jego pokolenia, dzieci i młodzieży naznaczonych rewolucją kulturalną. W powszechnej wiedzy Polaków - jeśli w ogóle istnieje hasło rewolucji kulturalnej - kojarzy się z politycznymi czystkami Mao. Nie zastanawiamy się jak głęboko zakorzeniła się w doświadczeniu całego pokolenia, które przywykło do wszechobecnej przemocy, partyjnej kontroli i niedoborów - zarówno podstawowych dóbr, jak i książek. Dzięki książce "Chiny w dziesięciu słowach" możemy cofnąć się wraz z autorem do lat jego dzieciństwa - ale spojrzeć na niej już z perspektywy dorosłego człowieka, który dostrzega jak rewolucyjne hasła (związane nie tylko z rewolucją kulturową) zostały zakodowane w DNA Chińczyków. I choć książka została napisana ponad dekadę temu, a doświadczenie rządów Xi Jinpinga i chociażby polityki zero COVID dopisałoby kolejnych 10 słów, to pozostaje nadal bardzo aktualna. Z kolei gawędziarski, często humorystyczny ton autora pozwala nam przez całość płynąć

Chociaż książka stawia w centralnym punkcie zainteresowania Chiny - wpływ polityki odzwierciedlonej w wybranych hasłach na społeczeństwo - to poleciłabym ten zbiór esejów Yu Hua każdemu, kto interesuje się czytaniem i pisaniem. Wszystko to za sprawą dwóch (najlepszych!) rozdziałów, w których Autor przedstawia doświadczenie czytania i pisania w czasach rewolucji kulturalnej i późniejszego boomu gospodarczego. W tych rozdziałach ujawnia się cały kunszt Yu Hua - poprzez introspekcję patrzy na swoje pokolenie, a także na przyszłość - czas jego dzieci, żyjących już w dobrobycie. Yu Hua snuje fascynującą gawędę o tym, jak w przyszłym pisarzu obudził się głód książek - w czasach, kiedy do zdobycia były wyłącznie dwa tytułu. Ile razy można czytać "czerwoną książeczkę"? Młody Yu Hua wyrusza zatem na poszukiwanie książek, przedstawia sposób na czytanie książek, które można mieć w swych rękach przez jeden dzień, poprzez czasy kiedy książki zaczynają się pojawiać w księgarniach - ale trzeba załapać się na kupony, by móc je kupić. Kończy zaś na współczesności, w której jesteśmy przez książki otoczeni - gdy dobrobyt książkowy sprawia, że zdobywane w pocie czoła klasyki dziś leżą do kupienia w cenie makulatury. 

Te anegdoty z życia pisarza pozwalają nam spojrzeć na czasy rewolucji kulturalnej w sposób, którego w opracowaniach naukowych nie znajdziemy: wpływie na codzienne życie jednostek. Historie te naprawdę zapadają w pamięć, oddziałując na wyobraźnię i emocję - choć można by je nazwać wspominkami ze szkolnej ławki. Chiny są państwem, w którym partia w każdej chwili może "przestawić wajchę": ktoś uprzywilejowany z dnia na dzień może zostać okrzyknięty kontrrewolucjonistą, można wytoczyć przeciwko niemu kampanię antykorupcyjną. Yu Hua ukazuje zaś te mechanizmy na najniższych szczeblach społeczeństwa: jak ludzie sami te mechanizmy przyjęli. W tym kontekście niezwykle ciekawa jest historia mężczyzny, który gwizdkiem wzywał do publicznego czytania fragmentów "czerwonej książeczki". Tym samym był przykładnym rewolucjonistą do dnia, kiedy jego specjalna pieczęć ze słowem "Mao" w niefortunnym wypadku nie wpadła do wychodka. Wypadek został zauważony przez sąsiadka, który od razu okrzyknął mężczyznę mianem kontrrewolucjonisty: wszak niczego ze słowem "Mao" nie można w taki haniebny sposób bezcześcić. I tak w jednej chwili ktoś, kto szczycił się wielkością, stał się nikim - co było i nadal jest chińską codziennością.

Całość napisana jest bez zadęcia, stanowi szczere spojrzenie na przeszłość, która ukształtowała współczesne Chiny. Widoczne jest to chociażby we fragmentach, w których Yu Hua opowiada o chęci pracy w ośrodku związanym w kulturą: wcale nie czuł się wtedy wybitnym pisarzem, nie miał przed sobą żadnej misji; po prostu pewnego dnia zobaczył obijającego się człowieka w godzinach pracy - jak się okazało tak wyglądała praca w ośrodku kultury. A skoro za każdą prace należało się takie samo wynagrodzenie, to po co męczyć się z ciężką pracą dentysty, jak można się bezkarnie obijać? 

Pod tym lekkim, gawędziarskim tonem skrywa się jednak gorzka prawda: czasy rewolucji kulturalnej były brutalne i dopiero po latach Yu Hua dostrzega jak bardzo przywykł do przemocy, jak czuje wstyd za to, co robiło się za dziecka, co było traktowane w kategriach zabawy i żartu. Zauważa także jak wpłynęło to na jego twórczość - i jak sam w którymś momencie musiał wyrwać się z tego świata cierpienia swych postaci i zacząć pisać bardziej pozytywne powieści.

Mogłabym tutaj wypisywać anegdoty z książki w nieskończoność - tak jak wspomniałam, dzięki introspekcji, powoływaniu się na własne doświadczenia lub opisywaniu osób, które się znało/o których się słyszało - podejmowane tematy zapadają w pamięć. Jednocześnie wybór 10 haseł ma za zadanie dokonać pewnej diagnozy Chin - wskazania jak te często górnolotne hasła jak lud, rewolucja czy przywódca, obecne w oficjalnej narracji, wpływały na ludzi. Jak jako młody Chińczyk je rozumiał (chociażby zrozumienie, że "przewodniczący" w "przewodniczący Mao" to wcale nie imię). Biorąc pod uwagę, co dzieje się w Chinach obecnie - możemy zauważyć jak historia chińska znów zatacza koło, co znów wpływa na ciągłą aktualność spostrzeżeń Yu Hua. 

W książce przedstawione zostały Chiny Mao Zedonga i Deng Xiaopinga: czyli Chiny władzy politycznej i władzy ekonomicznej. Najlepiej wypadają rozdziały dotyczące młodości pisarza, pełne wspomnianych anegdot. Nieco gorzej zaś ostatnie rozdziały, w których więcej kroniki niż gawędy, więcej reporterskiej próby uchwycenia zjawisk współczesnych momentowi publikacji książki (2010/2011 rok). Mimo tych zastrzeżeń naprawdę warto sięgnąć po "Chiny w dziesięciu słowach", w których prostym językiem Yu Hua wyraża skomplikowane treści.

Warto jeszcze na sam koniec dodać, że książka w swojej pierwotnej formie była zakazana w Chinach kontynentalnych - została opublikowana najpierw w Europie i na Tajwanie. Siła tej książki - krytyczne i przede wszystkim szczere spojrzenie na Chiny i chińskie społeczeństwo - jest czymś co budzi wśród chińskich władz niepokój. Yu Hua dotyka drażliwych tematów przedstawiając swoje refleksje na temat przeszłości i możliwej przyszłości Chin. Już samo to może stanowić zachętę do przeczytania tej książki - która przedstawia perspektywę Chińczyka, ale bez odgórnie narzuconej chińskiej (partyjnej) narracji

Polecam "Chiny w dziesięciu słowach" każdemu, kto interesuje się chińskim społeczeństwem czy polityką. Jednocześnie uczulam, że nie jest to książka mająca na celu przedstawić coś nowego i odkrywczego: tak jak wiele innych pozycji przedstawia czasy rewolucji kulturalnej czy reform gospodarczych Denga. Jednak czyni to z perspektywy osoby, której przyszło żyć w tych czasach i ukazuje wpływ tych polityk - manifestujący się w wybranych słowach-kluczach - na życie codzienne jednostek, społeczeństwa, pokolenia. Na to jak widok ludzi skazywanych na śmierć stał się codziennością, ale także na to jak brak dostępu do pewnych informacji sprawiał, że młodzi chłopcy dostawali wypieków na twarzy przeglądając medyczny atlas z rycinami ukazującymi kobiece ciało. Te osobiste anegdoty pomagają spojrzeć ponad statystykami i naukowymi opracowaniami na to jakie Chiny były i jakie są.

Yu Hua "Chiny w dziesięciu słowach" (2010/2011)
Polskie wydanie: Dialog (2013)




Share:

0 komentarze