Smoki i demony

 


"Smoki i demony" to piąty tom cyklu "Kroniki mroku": serii o wydawałoby się niezniszczalnym Rezkinie, przed którym stoi zadanie wyzwolenia królestwa oraz ochrony przyjaciół. Po drodze Rez uczy się ludzkich uczuć, które do tej pory przez rygorystyczne szkolenie były mu obce, a przy okazji kolekcjonuje różnego rodzaju tytuły i królestwa, które same pchają mu się w ręce - tak, żeby na pewno odczuł ciężar korony. "Kroniki mroku" to dla mnie osadzony w świecie fantastycznym odpowiednik filmowej serii "Szybcy i wściekli": w każdej części musi być bardziej spektakularnie, mniej logicznie, podstawowy wątek wyścigów nie ma już takiego znaczenia - ale za to samochody latają w kosmos i można pojeździć czołgiem, a jedyną obowiązującą zasadą jest chroń swoich przyjaciół [rodzinę]. W "Kronikach mroku" wystarczy zamienić samochody na smoki, elfy, fae, magów i skrytobójców - każdy możliwy trop fantasy da się upchnąć w tej serii i pozszywać niczym potwora Frankensteina. Niektóre elementy działają lepiej, inne pojawiają się i znikają, jakby miały zostać odhaczone (czekam na wampiry i wilkołaki, choć w tej części dostaliśmy zmiennokształtnych). "Kroniki mroku" są jak jazda bez trzymanki - trzeba co prawda porzucić gdzieś zdrowy rozsądek, ale można się przednio bawić. I taką książką były dla mnie "Smoki i demony": wiedziałam czego się spodziewać i to dostałam. Kto odpadł przy pierwszych tomach, ten nie ma co szukać dalej - ale komu się ta rozrywka podoba, ten się nie zawiedzie ilością zwrotów akcji i ciągłego rozbudowywania świata, w którym ciągle można dopisać nowe reguły i dodać (kolejną) ukrytą tożsamość bohaterom. Dla mnie to seria, która wypada najlepiej, jeśli traktujemy ją z przymrużeniem oka, jak "Szybkich i wściekłych", jak rozrośnięte uniwersum Marvela  - ze wszystkimi wadami i zaletami.

Nieskończony świat. Bogactwo świata to coś, co lubię w fantastyce oraz filmowych uniwersach. Z czasem potrafią się one jednak zbytnio rozrosnąć i trzeba ogromnych zdolności, by nad nim zapanować - a Kel Kade ich nie ma. Od trzeciego tomu rozrost świata wymyka się jej trochę spod kontroli i "Smoki i demony" są tego doskonałym przykładem. W piątym tomie reguły świata powinny być już ustalone - to miejsce na rozwój postaci, rzucanie im kłód pod nogi i zwiększanie stawki przed finałem. Z kolei Kel Kade nadal dodaje kolejne rasy, umiejętności, lokalizacje, jakby odznaczała tropy znane z fantastyki. Epic fantasy bez smoków? Dorzućmy je, nawet jeśli nie trzyma się to kupy, bo można. Mnie to na początku przygody z tą serią irytowało - ale teraz jest źródłem zabawy. Złapałam bakcyla blockbustera i chcę "więcej, głośniej, szybciej"; już mi nie wystarczają bohaterowie-ludzie, bo epicki świat fantasy musi mieć elfy, fae, demony, zjawy - i oczywiście smoki. Ma być spektakularnie i jest spektakularnie - nawet kosztem logiki. Nawet jeśli pojawienie się niektórych tropów przypomina cameo postaci z innego filmu z uniwersum. "Smoki i demony" ( a w zasadzie "Korniki mroku" od 3 tomu) są jak film "Hobbit" Petera Jacksona: da się z krótkiej książki zrobić wielogodzinne, trzyczęściowe widowisko, w którym dopisane wątki grają raz lepiej, raz gorzej, ale krasnoludy ładnie śpiewają :)

Nowe zdolności odblokowane. Zauważyliście jak w filmach superbohaterskich nasi herosi w każdej kolejnej części muszą mieć nowe, bardziej odjechane kostiumy, nowe umiejętności. Tak samo jest z Rezkinem - który już w pierwszym tomie był na wypasie. I znów - mnie to już nie drażni, tylko tego oczekuję. Najwyraźniej jeszcze są jakieś levele do wbicia dla postaci Rezkina! W książce nie brakuje spektakularnych scen walki, aby te umiejętności zaprezentować w pełnej krasie.

Im więcej nas, tym raźniej? Rozbudowany świat wymaga wielu bohaterów. Warto jednak dać im czas, żeby każdy mógł zabłysnąć - czy Avengersi by się tak dobrze sprawdzili bez stopniowego dodawania bohaterów w ich filmach solowych? Postaci wokół Rezkina przybywa, a nie każdy z nich dostaje w "Smokach i demonach" więcej niż linijkę tekstu. Tutaj muszę przyznać, że pomysł opublikowania tomu 4.5 przedstawiającego origin story Wessona  ("Mag bez reputacji") to był strzał w dziesiątkę. W "Smokach i demonach" Wess błyszczy, bo został odpowiednio wprowadzony i jego postać ma miejsce do rozwoju i posiadania znaczenia dla fabuły. Nie można powiedzieć tego samego o reszcie kompanów Reza, którzy się pojawiają i znikają. Ilość bohaterów zwyczajnie przerosła autorkę, zabrakło pomysłu na ich rozwój. Na szczęście w "Smokach i demonach" nie zabrakło miejsca na rozwój Rezkina - nie tylko pod względem odblokowywania nowych umiejętności. Ten tom dostarcza całkiem sporo informacji o przeszłości i pochodzeniu bohatera, co pozwala załatać niektóre dziury fabularne w tomach poprzednich. Pod względem postaci ten tom jest niezły, chociaż wyraźnie zaznacza się, kto w paczce Reza jest ważniejszy, a kto trochę zbędny.

Kobieca pięta achillesowa. Tutaj bez zmian, postaci kobiece pozostają najsłabszym elementem tego cyklu. Na plus jest mało Frishy! Jednak przez słabo napisane postacie kobiece wątki romantyczne od samego początku kuleją - brakuje w nich także jakieś iskry i wydają się zwyczajnie wymuszone.

Rozbijając "Smoki i demony" na poszczególne elementy dostrzega się sporo wad, które jednocześnie stanowią pewną siłę napędową tej serii. Rozrasta się ona pod każdym kątem, co może przytłoczyć - ale również stanowi źródło zaskoczenia i zwrotów akcji. "Smoki i demony" najlepiej sprawdzają się tam, gdzie Autorka trzyma się głównej osi fabularnej: tajemnicy pochodzenia Reza i walki o królestwo z okrutnym królem. Rezkin nie tylko się zmienia, pozwalając sobie na uczucia, ale także trafia na przeciwników, którzy w końcu stanowią dla niego wyzwanie. To rozbudowanie ma jednak swoje wady: wątków i postaci robi się powoli zbyt wiele. Czytając "Kroniki mroku" mam tak jak z oglądaniem filmów należących do jakiegoś uniwersum/franczyzy: zazwyczaj dobrze bawię się w trakcie, ale po seansie, na chłodno zauważam sporo wad. Jeśli po obejrzeniu "Władcy pierścieni" zgrzytaliście zębami na "Hobbicie", a oglądając kolejny film Marvela/ Szybkich i wściekłych, tylko przewracacie oczami - to "Kroniki mroku" nie są serią dla was. Jeśli jednak nie macie nic przeciwko rozrywkowej historii i jesteście ciekawi ile tropów i motywów z fantastyki da się upchnąć w jednej serii (a czasem w jednej postaci) - to "Kroniki mroku" mogą być niezłą zabawą :). Dla mnie "Kroniki mroku" to jest typowa guilty pleasure fantastyka.

Kel Kade "Smoki i demony" (2022)
Polskie wydanie: Fabryka Słów (2024)





Share:

0 komentarze