Cud Bramy Lwa

 


"Cud Bramy Lwa" Mai Mochizuki to dla mnie idealne potwierdzenie powiedzenia "do trzech razy sztuka". Po dwóch tomach „Kawiarni pod Pełnym Księżycem” wiedziałam już, czego się spodziewać: magicznej atmosfery, odrobiny kotów-filozofów i całkiem sporej dawki astrologii, która momentami bardziej nużyła niż otulała. Choć oba poprzednie tomy miały w sobie urok, brakowało im tego, co w literaturze iyashikei cenię najbardziej – emocjonalnego ciepła i prawdziwego ukojenia. Dlatego trzeci tom okazał się dla mnie największym zaskoczeniem (i ulubieńcem serii). Mam wrażenie, że tym razem Mai Mochizuki znalazła właściwy balans między magią a refleksją, między deserami a horoskopami – i wreszcie pozwoliła swoim bohaterom naprawdę wybrzmieć. To wciąż ta sama kawiarnia, w której można spotkać gadające koty i odrobinę lepiej zrozumieć siebie, ale tym razem magia nie tylko otula, lecz także naprawdę działa.

"Jesteśmy jak małe łódki na morzu. Czasem towarzyszą nam niewielkie fale, ale zdarza się, że przychodzi sztorm. Ważne jest, jak ustabilizować łódkę. Jeśli pozostaniemy w zgodzie z sobą, to nieważne, co powiedzą inni, możemy iść do przodu i żyć."

Tym razem Mai Mochizuki skupia się na trzech bohaterach, których losy splatają się w subtelny, a zarazem niezwykle poruszający sposób – matce, jej przyjacielu z dzieciństwa oraz dorosłej córce. Dzięki temu historia zyskuje głębię, której brakowało w poprzednich tomach. Śledzimy losy aktorki próbującej odbudować swoje życie po publicznie potępionym romansie ze starszym mężczyzną, jej relację z matką, która zawsze ją wspierała, a także cofamy się do młodości samej matki i jej przyjaciela – ludzi, którzy również musieli nauczyć się akceptować własne wybory i tęsknoty. Motywem przewodnim staje się pytanie „co by było, gdyby?” oraz próba pogodzenia się z drogą, którą się obrało.

"Spróbowałam pysznej kawy Affogato. Intensywna słodycz lodów z lekko gorzką kawą, doskonale! Pomyślałam, że ten smak jest jak życie. Dotychczas pragnęłam tylko słodyczy i starałam się brać jedynie to, co najlepsze. A wtedy pomyślałam: "Posmakuj też gorzkiego, zmierz się z tym".

Ogromnym plusem jest ograniczenie astrologicznych dygresji – wciąż obecnych, ale już nieprzytłaczających. Dzięki temu emocje bohaterów wreszcie dochodzą do głosu, a całość nabiera autentycznego ciepła. Szczególnie postać matki – kobiety, która bezinteresownie wspiera innych, ale jednocześnie ma odwagę wybrać własne szczęście – sprawia, że ten tom naprawdę otula i pozostawia po sobie coś więcej niż tylko przyjemne wrażenie. To opowieść o miłości, wybaczaniu i o tym, że troska wobec innych nie musi oznaczać rezygnacji z siebie.

"Wtedy dotarło do mnie, jak silnym uczuciem mnie darzy, i serce zabiło mi mocniej. Powody, dla których człowiek się zakochuje, są zaskakująco proste. On (...) zna mnie, to, co pokazuję na zewnątrz, i to, co skrywam w sobie. zna także moje błędy z przeszłości, po prostu wie o mnie wszystko. Kiedy ktoś taki powiedział, że mnie kocha, czułam, że akceptuje mnie całą, taką, jaka jestem."

Słowem podsumowania...

„Cud Bramy Lwa” to dla mnie najpełniejsza i najbardziej dojrzała część cyklu – taka, w której wreszcie wszystkie elementy znalazły swoje miejsce. Kocia kawiarnia wciąż kusi aromatem magicznych deserów, ale tym razem nie jest tylko scenerią dla rozmów o horoskopie urodzeniowym – staje się przestrzenią prawdziwego spotkania, zrozumienia i pojednania ze samym sobą. Bohaterowie przestają być ilustracją dla idei, a stają się ludźmi z krwi i kości, z którymi naprawdę można współodczuwać.

Mai Mochizuki udało się coś, czego brakowało w poprzednich tomach: stworzyć opowieść, która nie tylko otula, ale też porusza. To książka o miłości, która dojrzewa wraz z życiem, o akceptacji tego, co było, i o odwadze, by mimo wszystko wybrać własne szczęście. Jeśli poprzednie części przypominały filiżankę ładnej, ale nieco zbyt chłodnej kawy, to „Cud Bramy Lwa” jest jak idealne affogato – słodko-gorzkie, ciepłe i pozostawiające w ustach smak, do którego chce się wracać.


Share:

0 komentarze