Faebound

 


"Faebound" kusi okładką i obietnicą porywającej opowieści o zwaśnionych plemionach fae i elfów w klimacie romantasy YA. Niestety dobrze zapowiadająca się historia została położona przez zbyt prosty - a w niektórych fragmentach dziwnie brzmiący - język, przewidywalność i brak głębi. Wszystko w tej powieści wydaje się zaledwie zarysowane, czy to konflikty, fabuła, czy w końcu kreacja świata, by skupić się na romantycznych rozterkach. Nie wypadają one jednak dobrze, gdyż głównie skupiają się wokół natychmiastowego pożądania, odbierającego myślenie. Wszystko to sprawia, że brak tej powieści głębi. W tym względzie bardzo przypomina ona "Five Broken Blades" Mai Corland - piękne okładki, barwione brzegi skrywające zbyt uproszczone historie. 

"Faebound" rozpoczyna się dość intrygująco - poznajemy Yeeran w przeddzień jej wojskowego awansu, dowiadując się o trafiającej od pokoleń wojnie między plemionami elfów. Pierwszego dnia jako dowódczyni Yeeran popełnia jednak błąd, a w konsekwencji zostaje wygnana. Szukając drogi powrotu do swego ludu - oraz do serca przywódczyni - Yeeran natrafia na zapomnianą , istniejącą jedynie w legendach społeczność, uwięziona przez klątwę w podziemnym mieście. 

I choć sam punkt wyjścia jest intrygujący, to od samego początku pojawiają się znaczące problemy, które ma ta powieść - związane z kreacją świata. Dowiadujemy się, że elfy od lat toczą krwawą wojnę o zasoby - tajemnicze kamienie emitujące światło i ciepło, które mają zapewnić dobrobyt, wyeliminować problem głodu i ubóstwa. Jednak osoba autorska nie pochyla się nad nakreśleniem szerzej tych problemów - mamy uwierzyć, że w świecie, w którym jest dostęp do słońca i wody elfy będą zabijać się nawzajem za kamień dostarczający ciepła i energii słonecznej dla roślin. Gdy nasza bohaterka zostaje wygnana nie napotyka większych trudność związanych z przeżyciem - znów na słowo musimy uwierzyć, że jest to bardzo ciężka kara.

"Faebound" to ten rodzaj powieści, który stwarza pozory. Teoretycznie opisywany świat jest bogaty, o czym mają świadczyć zamieszczane legendy o stworzeniu świata przez trzy bóstwa. W rezultacie świat miał być zamieszkiwany przez fae, elfy i ludzi - różniących się między sobą, obdarowanych innymi darami. Jest to jednak lukrowa otoczka pod którą nic się nie skrywa - autorka nie poświęca wiele miejsca, by opisywać zwyczaje, różnice - wychodzące poza ubiór. Jedynie fae poświęcone jest więcej miejsca - jednak czym różnią się elfy od ludzi? Podobnie z umiejętnościami - niby niektóre zdolności miały być przypisane do jednej rasy, ale elficki dar wróżenia obecny jest wśród fae, a magia fae może zostać opanowana przez elfy po odpowiedniej nauce. Czy jest więc coś specjalnego w każdej z tych ras? Najgorzej zaś wypada opis skonfliktowanego świata elfów - zupełnie nieprzekonujący, pozbawiony smaczków. Kreacja świata jest jakaś niedoprawiona - niby jest, niby można wskazać jakieś cechy tego świata, ale brak tu jakiegoś dopracowania, dopieszczenia, które sprawiłoby, że opisywane krainy są wyjątkowe.

Podobnie jest z fabułą - zbyt prostą i przewidywalną, by po zakończeniu czytania powieść została na długo w głowie. Tajemnicze przewodnie, zamiast wprowadzać niepewność, odsłaniały karty - były zbyt oczywiste. W podobny sposób oceniam także wątki romantyczne, stanowiące istotny element tej powieści; za dużo w nich pożądania, za mało budowania relacji, aby mogły mnie przekonać. Od początku wiemy, kto z kim będzie i nie ma przez to żadnego napięcia. "Faebound" początkowo zapowiada się jako połączenie wojennej fantastyki z epicką - co bardzo pozytywnie mnie nastawiło, by porzucić wszystkie te elementy (konflikt, politykę, bogactwo świata) na rzecz średniego romantasy. 

Jeśli miałabym opisać "Faebound" jednym słowem byłaby to nijakość. Jest to dość zaskakujące, bo niby wszystkie elementy tutaj są: legendy, przepowiednie, klątwy, zwaśnione strony, magiczne istoty - a jednak brakuje temu wyrazu. Wszystkie te elementy, które miały potencjał stały się tłem dla wątków romantycznych - ale i w nich zabrakło ognia, pasji. Świat przedstawiony wydaje się płytki, a stawki niskie - nawet wydarzenia, które powinny mieć ogromne konsekwencje są redukowane do życia uczuciowego Yeeran i jej siostry. Nie pomaga w tym kreacja bohaterek - są jednowymiarowe i płaskie, przez co trudno zaangażować się w ich rozterki. "Faebound" to taki średniaczek, powieść, która tak naprawdę niczym się nie wyróżnia. A biorąc pod uwagę, jaki to głośny tytuł, tym większym może okazać się zawodem. Początek tej powieści mnie zachwycił, spodziewałam się bogatego świata, intryg, walki i politycznych konfliktów - nic z tego nie zostało jednak rozwinięte, oferując nam przewidywalną historię, która nie pozostawi śladu w pamięci.

Share:

0 komentarze