Pani Cisza (recenzja)

 


Bez wątpienia "Zapiski stali" trafią do grona moich ulubionych książek fantasy inspirowanych Japonią. W drugim tomie Autorowi udało się utrzymać klimat feudalnej Japonii - a nawet go podkręcić. Wierni samurajowie gotowi oddać życie za swego daimyō, czy to w walce czy w rytualnym seppuku, jeśli zawiodą; klan dla którego najważniejsza jest sprawiedliwość; a przeciwko nim ludzi podstępni, za grosz mający honor. Choć tak jak w pierwszym tomie, postacie sprowadzają się do pewnych archetypów (wierny samuraj, sprawiedliwy pan, miłosierna lekarka), idealnie pasuje to do konwencji kina samurajskiego, które zapewne stanowiło dużą inspirację dla Autora. To przede wszystkim historia miecza i honoru oraz tajemniczego  wojownika, który zdaje się niepokonany.

Gdzie jest Kentaro?

Drugi tom "Zapisków stali" rozpoczyna się w niezwykle interesujący sposób - zamiast bezpośrednio podjąć wątki z tomu pierwszego, przenosimy się w miejscu i czasie. To nadal Nippon, któremu coraz bardziej zagraża inwazja Manduków, jednak północ ma własne problemy. To tam poznajemy klan Nagata, którego niegdyś wspaniały przywódca jest obecnie starcem, a jego jedyny potomek zmaga się z tajemniczą chorobą. Na dodatek, ziemie klanu Nagata atakowane są przez Węże - banitów, których jest coraz więcej przez najazd Manduków. Przez długi czas towarzyszymy nie Kentaro, a Kitsune. Obaj są jak dwie krople wody - lojalni, waleczni i żyjący wyłącznie dla swego pana/klanu. 

Taki zabieg - przedstawienie pozornie nowej historii, z nowym bohaterem może drażnić. Mnie jednak ogromnie zaciekawił. Nie tylko dlatego, że podskórnie dało się wyczuć, że Duch może pojawić się w każdej chwili - taki zabieg pozwolił wprowadzić kolejne motywy kina samurajskiego, a w odniesieniu do pierwszego tomu skontrastować różne postawy panów feudalnych, którzy obaj w swoim mniemaniu kierowali się przede wszystkim losem swych poddanych.

Kentaro przypomina wędrownego ronina, który niczym Rurouni Kenshin ze znanej mangi, wykorzystuje swoje umiejętności, aby pomagać, stawać po tej stronie, którą uzna za słuszną. Jako taki bohater może w każdym tomie znajdować "nową rodzinę" do opieki. Jednocześnie obie części łączy - oprócz postaci Ducha Kentaro i najazdu Manduków - motyw magiczny. Zdaje się, że najeźdźców nie sposób pokonać samym męstwem i trzeba uciec się do mrocznej magii. Rodzi to oczywiście pytanie, czy walka z Mandukami usprawiedliwia jej użycie i poświęcenie życia niewinnych?

Na uznanie zasługuje także ponowne prowadzenie wątku chłopca - tak jak w pierwszej części na drodze Kentaro staje chłopiec, który czasami kradnie dla siebie poszczególne akapity. Jednak tak jak w przypadku dwóch różnych przywódców klanów, tak w "Pani Ciszy" wprowadzony chłopiec nie jest już ubogim dzieckiem, dla którego największym skarbem jest rodzina; tym razem jest to syn samego daimyō. Tak jak jego poprzednika wyróżnia go hart ducha, brakuje mu jednak czego innego - zdrowia. Również kobiety, które spotyka na swej drodze Kentaro można porównywać i przez pryzmat relacji samuraja z nimi oceniać jego charakter.

Więcej magii

Zaletą drugiego tomu trylogii o Nipponie jest wprowadzenie większej ilości wątków magicznych, które jednocześnie idealnie pasują do tego świata. Duch spotyka na swojej drodze Panią Ciszę, która tak jak on jest nadludzko sprawną wojowniczką. Do tego pojawiają się wątki tajemnego klasztoru, którego mnisi chcą tak jak Mędrzec osiągnąć nieśmiertelność. Autor popisał się niezłym kunsztem wyobraźni opisując miejsce ukrycia klasztoru. 

Rozszerzony został także zakres "mocy" różnych postaci. Obok Nieśmiertelnych, dostaliśmy Nieumarłych, a także wiedźmy. A wszystko to w duchu pewnej "japońskości", przez co te elementy fantastyczne idealnie pasują do Nipponu.

Jak przystało na drugą część, pojedynki są bardziej spektakularne, wrogowie trudniejsi do pokonania, a gejzery krwi z odciętych kończyn zdają się nie mieć końca. Komu podobał się pierwszy tom, będą zadowoleni!

Pani Cisza a Czerwony Lotos

Choć świetnie się bawiłam przy drugim tomie, to w porównaniu do pierwszego dużo słabiej wypadają postacie drugoplanowe. Kitsune jest zbyt podobny do Kentaro; obu można opisać przede wszystkim jako wiernych samurajów. Lekarka jest nijaka, nie ma absolutnie żadnych wad - i wypada znacznie gorzej niż obiekt westchnień Kentaro z pierwszego tomu. 

Na szczęście tytułowa Pani Cisza ma znacznie większą rolę do odegrania niż Czerwony Lotos. Myślę, że wielu Czytelników doceni tą postać - choć ja uważam, że tak jak poprzednio, potencjał tej postaci nie został w pełni wykorzystany, 

Największy zawód stanowi jednak brak większego znaczenia Nieśmiertelnej czy Nieumarłego - odniosłam wrażenie, że te postacie w gruncie rzeczy nie mają znaczenia dla fabuły. Ich moce przedstawiane są jako ważne, by ostatecznie nie wpłynąć na losy świata. Równie dobrze w miejsce Nieśmiertelnej czy Nieumarłego można wstawić ukochaną/syna/inną ważną dla głównego bohatera postać, za którą jest gotów walczyć. Z tego powodu plot twist na końcu drugiego tomu sprawia, że zakończenie jest raczej słabe - po całym budowaniu intrygi, uchodzi z niej napięcie, kiedy Czytelnik ma wrażenie, że to wszystko nie miało większego znaczenia, wychodzącego poza emocjonalną relację Kentaro z bohaterami. 

Mimo wad, drugi tom podobał mi się tak samo jak pierwszy. Wspaniały klimat kina samurajskiego oraz wciągająca fabuła sprawiły, że już od pierwszych stron nie mogłam się oderwać. Teraz pozostaje czekać na finał tej opowieści!



Share:

2 komentarze

  1. Niestety nie jestem przekonana do tej serii :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest pozbawiona wad i na pewno nie każdemu się spodoba, szczególnie jej tempo czy brutalność! Mnie kupiła przede wszystkim klimatem i nawiązaniem do kultury japońskiej - ale ja kocham filmy samurajskie :)

      Usuń