Fight Club (recenzja)

 


Choć pierwsza zasada Fight Clubu zabrania mówienia o nim - to dzisiaj opowiem nieco o debiutanckiej powieści Chucka Palahniuka z 1996 roku, która zyskała kultowy status dzięki filmowi Davida Finchera. Sama powieść jest krótka i oszczędna w środkach - choć odnajdziemy w niej nawet haiku! - jednak w tej prostocie tkwi siła przekazu. Fight Club nie tylko pod względem treści, ale i formy znacznie różni się od American Psycho - kolejnej powieści o kondycji naszego społeczeństwa, która również bardziej jest znana w filmowej adaptacji. Anonimowy narrator w Fight Club z łatwością przyciąga do swojej opowieści o bezsensowności otaczania się przedmiotami materialnymi, o chęci porzucenia tego wszystkiego - i wyzwolenia się poprzez destrukcję. Tym razem jest to jednak samodestrukcja - a nie jak w American Psycho poszukiwanie podniety w niszczeniu innych. 

"You are not special. You're not a beautiful and unique snowflake. You're the same decaying organic matter as everything else. We're all part of the same compost heap. We're all singing, all dancing crap of the world."

Fight Club jest przede wszystkim cyniczną satyrą na współczesny świat. Nie brak w niej mroku jednak całość jest podana w iście popkulturowy, wręcz teledyskowy sposób - bez wnikania w głębię - raczej poprzez zapadające w pamięć sceny czy monologi, które mogą stać się zarówno współczesnym manifestem jak i sloganem na koszulce. Co mnie osobiście bardzo zaskoczyło, całość można odczytywać także w kluczu psychoanalizy: nasz anonimowy narrator został wcześnie opuszczony przez ojca, a przebojowy Tyler Durden stanowi niejako ojcowską figurę - natomiast obiekt romantyczny, Marla ma w sobie coś z matki. Odnajdziemy więc tutaj także kompleks Edypa - na takie odczytanie naprowadziły mnie notatki, które ktoś zostawił na marginesie - dlatego czasem warto zaglądać do uniwersyteckiej biblioteki :)

"This is how it is with insomnia. Everything is so far away, a copy of a copy of a copy. The insomnia distance of everything, you can't touch anything and nothing can touch you."

W powieści Fight Club śledzimy losy młodego mężczyzny, który cierpi na bezsenność. Poszukując skutecznego lekarstwa wpierw udaje osobę śmiertelnie chorą, aby uczestniczyć w grupach wsparcia - co już wskazuje na fascynacje śmiercią i zniszczeniem - ale także wprowadza motyw kłamstw, które kreują współczesną rzeczywistość. Bo czy dzisiaj wszystko nie jest kłamstwem? Dzięki takim motywom Fight Club zdaje się wręcz powieścią przewidującą przyszłość - i przez to bardzo aktualną (wszechobecny photoshop, fake newsy). Założenie tajemnego klubu bokserskiego przez anonimowego narratora/Tylera Durdena stanowi radykalną formę terapii bezsenności - którą tutaj można odczytywać symbolicznie. Osobiście bardzo lubię takie filmy i książki, które z jednej strony są po prostu rozrywkowe, ale przy analizie pozwalają na wyciągnięcie wielu ciekawych wniosków o kondycji społeczeństwa czy naturze ludzkiej. 

"If I could wake u in a different place, at different time, could I wake up as a different person?"

Fight Club to naprawdę interesująca powieść, przypominająca trochę jazdę szybkim samochodem bez hamulców w kierunku przepaści - i to z bagażnikiem pełnym materiałów wybuchowych, z głośno odpaloną muzyką, to "przegrywa" z starciu z filmową interpretacją Finchera. Przede wszystkim dlatego, że forma filmowa, audio-wizualna, idealnie dopełnia monologi narratora. Zatem jeśli jeszcze nie widzieliście filmu - to polecam go w pierwszej kolejności! Znajomość fabuły nie przeszkadza w odbiorze powieści, która wymaga większe skupienia i zastanowienia się nad przedstawionymi wątkami - bo pomimo "teledyskowej" formy, Fight Club to historia refleksyjna.

“It's only after we've lost everything that we're free to do anything.”


Chuck Palahniuk "Fight Club" (1996) 

Share:

0 komentarze