Płoń dla mnie (recenzja)

 


"- Mało jest rzeczy, które stanowią dla mnie wyzwanie. - Pochylił się, wpatrując we mnie intensywnie. - Jeśli już na jakieś się natykam, całkowicie mu się oddaję.

To niby o mnie? Bo ja nie jestem żadnym wyzwaniem. Jestem istotą ludzką, proszę pana."

Nevada Baylor jest gotowa zrobić wszystko, aby utrzymać rodzinną firmę detektywistyczną - nawet podjąć zadania niemożliwego: sprowadzić do domu groźnego mężczyznę o anarchistycznych poglądach... i mocy pozwalającej mu kontrolować ogień. "Płoń dla mnie" to urban fantasy przedstawiające świat, w którym wynaleziono serum dające ludziom specjalne umiejętności - a następnie je wycofano. Nie dało się jednak cofnąć zmian i kolejne pokolenia mogły dysponować specjalnymi umiejętnościami w różnym zakresie. W tym świecie poziom mocy idzie w parze z bogactwem i władzą. To właśnie przeciwko nim staje Nevada, obdarzona umiejętnością wykrywania kłamstwa - musi mierzyć się z wpływami, które dają pieniądze oraz zdolności. Aby pokonać jednego potężnego mężczyznę, będzie musiała sprzymierzyć się z innym - i w obu przypadkach jest to igranie z ogniem (w tym pierwszym dość dosłownie). Stworzony przez duet pisarzy świat naprawdę wciąga - zarówno historią, łączącą w sobie wątki detektywistyczne i fantastyczne z odrobiną obyczaju i romansu, jak i bohaterami: charakterną Nevadą i Szalonym Roganem, którego intencji nie można być pewnym. To powieść, która zapewnia taką dozę rozrywki, że przymyka się oko na wszelkie niedociągnięcia. W towarzystwie Nevady, Szalonego Rogana oraz ich słownych potyczek bawiłam się tak dobrze, że z wytęsknieniem wyglądam kolejnego tomu!

W urban fantasy najważniejszym dla mnie elementem jest wplecenie magii do znanego nam świata. Duetowi Ilona Andrews udało się to doskonale - nie jest zbyt fantastycznie, a całość zachowuje sporo realizmu. Elementy "urban" i "fantasy" są idealnie wyważone - z jednej strony mamy miejską opowieść o ludziach przy władzy, którym wydaje się, że są poza prawem, a z drugiej opowieść o mocy, będącej takim zasobem jak bogactwo. Wpływowe rody chcą zatem pomnażać nie tylko swój majątek i wpływy, ale także zdolności - poprzez łączenie się w odpowiednie pary. Z drugiej strony mamy Nevadę Baylor, dla której najważniejsza jest rodzina. Kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy z potencjału własnych zdolności - bo jest owocem miłości, a nie wyrachowanej kalkulacji. Kwestia różnych umiejętności jest dostatecznie rozbudowana - są ich różne typy, od telekinezy i telepatii do możliwości kontrolowania żywiołów oraz różne skale ich rozbudowania. Co więcej mogą się łączyć, wzmacniając dominujące talenty. Do tego pojawia się wątek artefaktów oraz run wzmacniających umiejętności - wszystko jednak nie wykraczające poza prawdopodobieństwo. Świat jest zatem ciekawy, a jednocześnie dobrze nam znany - tak samo jak problemy bohaterów.

Najmocniejszą stroną powieści są bohaterowie i dynamika relacji między nimi. Nevada jest silną i niezależną kobietą - ale daleko jej do Mary Sue. Umie także iść na kompromis, kiedy takie rozwiązanie jest zwyczajnie korzystne - to kobieta mająca głowę na karku! Przyjemnie się czyta o postaciach, które nie są infantylne i potrafią myśleć. Dzięki Nevadzie podobał mi się wątek romantyczny - choć tak jak wiele powieściowych bohaterek zadurza się w "złym chłopców" - to jednocześnie zdaje sobie sprawę, że to pociąg fizyczny. Jest przez to coś prawdziwego w tej bohaterce - z jednej strony potrafią jej się wkraść do głowy myśli jakie to ma ciacho przed sobą i jakby to z nim było, a z drugiej umie przywołać się do porządku i skupić na zadaniu. Dzięki temu nie dostajemy całych akapitów rozważań jakie ktoś ma piękne oczy i jak komuś serce roztrzaskuje się na milion kawałków. Do kompletu dostajemy Szalonego Rogana, który wydaje się przeciwieństwem Nevady. Para bohaterów przyciąga się do siebie aż iskrzy, a jednocześnie Nevada stara się zachować zdrowy rozsądek (to pożądanie, a nie miłość!). Musze przyznać, że już dawno nie czytało mi się tak dobrze wątku romantycznego, który szedł w parze ze śledztwem. Wisienką na torcie był także humor, a słowne potyczki bohaterów nie wydawały się naciągane. Sama fabuła jest również wciągająca. W powieści jest sporo akcji, nie zabrakło pościgów i pojedynków. Dzięki temu całość czyta się bardzo szybko - i przede wszystkim przyjemnie!

"Płoń dla mnie" wydaje się pozycją obowiązkową dla miłośników urban fantasy. Ale nie tylko! To naprawdę przyjemna powieść, która dostarcza wielu emocji. Dostajemy w niej silną bohaterkę, która jednocześnie nie pozjadała wszystkich rozumów - ciężko mi sobie wyobrazić, że mogłaby kogoś irytować. Ta powieść to idealna mieszanka akcji, zabawy i romansu - polecam wszystkim, którzy poszukują czegoś lekkiego, co wciąga od pierwszej strony i rozbudza apetyt na kolejny tom!


Ilona Andrews "Płoń dla mnie" (2014)
Polskie wydanie: Fabryka Słów (2022)
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner

Cykl "Ukryte dziedzictwo"



Share:

0 komentarze