Zanim wystygnie kawa

 


Lejący się żar z nieba, odgłos cykad mieszający się z odległym szumem aut  - szukając miejsca wytchnienia mija się zatłoczone kawiarnie, by zauważyć niepozorny szyld. Ukryte w piwnicy miejsce same w sobie wydaje się kapsułą czasu - wszystko w kolorze sepii, kobieta w białej sukience, niezależnie od pogody, stali bywalcy, na których ciągle można wpaść. Wchodząc do tej z pozoru zwyczajnej kawiarni czuć coś magicznego - zniknął ten straszny upał, choć nie ma klimatyzacji, odgłosy miasta gdzieś znikły, pozostały jedynie cykady i subtelne dźwięki pianina... Czytając "Zanim wystygnie kawa" czułam się zanurzona w świecie Studia Ghibli - ale nie tych wielkich produkcji, gdzie magia jest na każdym kroku, tylko tych subtelniejszych historii jak "Makowe wzgórze". Gdzie dominuje prostota i spokój - i gdzie w tych najzwyklejszych miejscach i relacjach z innymi jest odrobina magii, trzeba tylko umieć ją dostrzec. 

"Zanim wystygnie kawa" to zbiór czterech opowieści, które łączy nie tylko miejsce - kawiarnia, w której można przenieść się w czasie - ale przede wszystkim ludzie. Kobieta, która chce się spotkać z ukochanym, nim ten wyjechał. Żona, która musi sobie uświadomić, że jej tracący pamięć mąż nie potrzebuje pielęgniarki. Siostry, które rozdzielił brak komunikacji. A także matka, która choć raz chce zobaczyć twarz swego dziecka. To nie są wielkie historie, wzbudzające potężne emocje, ale zwyczajne opowieści o ludziach, którzy zdecydowali się na podróż w czasie z wiedzą, że nie zmieni to teraźniejszości. Ta odrobina magii w "Zanim wystygnie kawa" nie czyni cudów, ale każda z podróży bohaterów coś jednak zmienia - to oni sami ulegają przemianie. Przesłanie jest bardzo proste - teraźniejszość może ulec zmianie nie dzięki podróży w czasie, ale pogodzeniu się z przeszłością i nadzieją na lepszą przyszłość - to przynosi spokój i szczęście teraz. Czy jest inna magia, której w naszym życiu potrzebujemy niż spokój ducha?

Z każdego akapitu bije prostota i pewien sentymentalizm - może to zmęczyć, mnie jednak oczarowało. Jest to książka bardzo subtelna, w której pozornie niewiele się dzieje. Ma klimat niespiesznego letniego lub deszczowego dnia , kiedy zdaje nam się że czas gdzieś się zatrzymał. Powolne tempo, prosty język i skupienie się na uczuciach bohaterów - uczuciach istnie "japońskich", a więc stonowanych i gdzieś właśnie w kolorze sepii - to coś, co albo do nas trafi, ale nie chwyci i obok tej książki przejdziemy obojętni. Mnie oczarowała od pierwszej strony i nie zmieniło się to do samego końca. "Zanim wystygnie kawa" to zbiór opowieści, do których z przyjemnością wrócę zawsze wtedy, kiedy będę poszukiwać wyciszenia. 

Wizja podróży w czasie, by naprawić swoje błędy wydaje się niezwykle kusząca. Jednak na wieść o ograniczeniach - o tym, że nie zmieni się teraźniejszości, nie można wstać z krzesła ani spotkać się z kimś, kogo w kawiarni nie było , a do tego jest jeszcze limit czasowy - skutecznie odstrasza większość osób. Ci którzy decydują się na taką podróż, tak naprawdę konfrontują się z samym sobą i własnymi uczuciami. Każda z zawartych w książce opowieści stanowi mikro-lekcję niezwykle prostą w swoim przesłaniu, wplecioną w narrację. Książka ta ma słodko-gorzki smak, potrafi wzruszyć jeśli wczujemy się w los bohaterów, jednak na koniec zostawia nas z ciepłym uśmiechem - przesłaniem nadziei na lepsze jutro.  

Toshikazu Kawaguchi "Zanim wystygnie kawa" (2015)

Polskie wydanie: Wydawnictwo Relacja (2022)

Tłumaczenie: Joanna Dżdża (przekład z języka angielskiego)


Share:

0 komentarze