Takeshi: Pałac Umarłych (recenzja)
Trzeci tom opowieści o roninie Takeshim, który zmaga się z przeznaczeniem ma posmak słodko-gorzki: z jednej strony to najlepszy tom w serii, kwintesencja bogatej wyobraźni i stylu Mai Lidii Kossakowskiej, z drugiej zaś ostania powieść Autorki. Czyni to serię o Takeshim niedokończoną, ale mimo to wartą każdej minuty poświęconej na czytanie. Jestem pewna, że osobom które lubią prozę Autorki wyobraźni nie brakuje i każdy sam dla siebie podomyka wątki.
Pierwszy tom serii zabiera nas do niezwykłego świata, łączącego w sobie stare i nowe, gdzie przeszłość dopada wędrownego malarza i rzuca go na ścieżkę, na której ważą się losy świata. Drugi tom rozbudowuje ten świat, choć cierpi na przypadłość "co za dużo to niezdrowo". Trzeci tom wszystko wynagradza - proporcje między wątkami są odpowiednie wyważone, a poetyckie, wręcz kontemplacyjne opisy łączą się z dynamiczną akcją. "Pałac Umarłych" to powieść, w którą człowiek się zatapia, nie wiedząc kiedy nadchodzi koniec. Ostatni rozdział, choć stawia nowe pytania zamiast zamykać wątki pozostawia jakiś wewnętrzny spokój - może nie dowiemy się co czeka Takeshiego w przyszłości, ale zawsze możemy do niego powrócić ponownie sięgając po trzy tomy jego przygód.
Seria o Takeshim powstała z pasji i czuć to na każdej, dopracowanej stronie - w każdym wątku, dialogu i opisie. Autorka czerpała inspiracje z tego, co ją interesowało, a seria o Takeshim jest niezwykłym połączeniem "Kill Billa", "Ruroni Kenshin", anime - ubogaconym wyobraźnią Autorki. Dzięki temu dostaliśmy wizję niezwykłego świata, w którym intrygi, magia, opiekuńcze zmiennokształtne istoty łączą się z technologią w postindustrialnym świecie, gdzie z jakiegoś niewyjaśnionego powodu cywilizacja cofnęła się do feudalizmu. W tym świecie poznajemy szereg bohaterów, którym od samego początku chcemy kibicować - szczególnie tajemniczemu Takeshiemu. Brutalność łączy się z barwnymi opisami, a sceny walki przypominają taniec. Trylogia o Takeshim ma w sobie coś unikatowego, co pozostaje w pamięci na długo.
"Pałac Umarłych" to powieść, która mnie oczarowała - klimatem, językiem, wykreowanym światem i w końcu samą postacią tytułowego bohatera. To powieść, która ma w sobie coś japońskiego - i nie mam tu na myśli tylko oczywistych inspiracji feudalną Japonią - ale niezwykłą umiejętnością łączenia sprzeczności: starego z nowym, momentów całkowitego bezruchu, jakby zatrzymania, by móc podziwiać kadr, by zaraz wznowić dynamiczną akcję; przemyślanych w najdrobniejszych szczegółach wątków z licznymi niedopowiedzeniami; świata, który im bardziej chce odrzucić magię i dawne wierzenia, tym bardziej się one do niego wdzierają. Dla mnie to niezapomniana powieść, tak samo jak Maja Lidia Kossakowska, która na zawsze pozostanie w sercach fanów.
Fabryka Słów
0 komentarze