Virion. Pustynia (recenzja)

 


Drugi tom cyklu o dojrzałym szermierzu natchnionym Virionie potwierdził moje przypuszczenia - kiedy już wkręcimy się w świat i polubimy z bohaterami powieść dostarczy nam czystej rozrywki. Przy "Virionie. Pustyni" bawiłam się świetnie od pierwszej do ostatniej strony. Autor stworzył świetną chemię między członkami pozornie niedobranej grupy, a polityczne intrygi, w które zostali wplątani odsłaniają absurdy funkcjonowania władzy. Wszystko napisane jest lekko i z humorem przez co strony dosłownie się połyka. Jak po pierwszym tomie miałam mieszane uczucia, tak po drugim już nie mogę się doczekać kolejnej odsłony przygód natchnionych szermierzy, książąt i księżniczek oraz intrygantów i spiskowców. 

Drugi tom zgrabnie kontynuuje wątki zarysowane w pierwszym, jednocześnie wprowadzając nowe i łącząc je w logiczną całość. Początkowy atak na Zamek, czyli służby wywiadowcze cesarstwa okazuje się czymś więcej, a spisek może doprowadzić do upadku całego imperium. Tym wydarzeniom czoła ma stawić grupa, którą moglibyśmy porównać do Legionu Samobójców - połączonych przez prokurator Taidę przestępców, niskich rangą pracowników służby wywiadowczych, którzy mają sporo oleju w głowie, a także legendarnego szermierza i jego żonę upiorzycę (która w swym szaleństwie ma sporo z Harley Quinn). Dynamiki powieści nadają nie tylko akcja i intrygi, ale i same relacje między bohaterami. W tym tomie jeszcze wyraźniej zarysowuje się bohater zbiorowy - postacie naprawdę błyszczą jako drużyna, a nie każdy z osobna. Wyjątkiem są... postacie kobiece! Wątek Taidy świetnie się rozwija - to ona musi wykazać się największym sprytem i kreatywnością, z jednej strony wynikami swojej pracy zadowalając żądnego krwi cesarza, a z drugiej rozpracowując spisek. W tym tomie poznajemy także nową bohaterkę, księżniczkę i ambasadorkę królestwa Troy, która wobec porwania musi wykorzystać własne talenty, a nie liczyć na ratunek w ostatniej chwili. Nie mamy tutaj dam w opresji - nawet ciężarna upiorzyca nie jest delikatnym kwiatuszkiem do podziwiania. I tak w cyklu o Virionie tytułowy bohater schodzi niejako na dalszy plan, ustępując miejsca ciekawym postaciom kobiecym i drużynie, której przewodzi. 

Można zarzucić drugiemu tomowi, że jest w nim mniej akcji, a więcej spisków i polityki, co czyni go nieco nudniejszym - ja jednak miałam przeciwne odczucia i nie nudziłam się nawet przez moment. Podoba mi się także pewien element magiczny - z jednej strony skupiamy się na spisku przeciwko cesarzowi, z drugiej pojawiają się tajemnicze rytuały, a nad cesarstwem nadal unosi się złowroga kometa. Autor idealnie dawkuje tajemnice, by ciągle podsycać ciekawość - gdy dowiemy się jednego, zaraz wprowadzona jest nowa zagadka, a my jesteśmy trzymani w niepewności, co do dalszych losów postaci - i całego cesarstwa. Same wydarzenia czasami mogą wydać się "przegięte" czy wręcz absurdalne - ale taki jest ton całości - to przejaskrawienie służy uwypukleniu absurdów świata, w którym obracają się bohaterowie: biurokracji, służb wywiadowczych, elity władzy. 

"Virion. Pustynia" to typ literatury, która ma jeden cel: dostarczyć rozrywki. To nie jest głębokie studium ludzkich zachowań czy opis pokręconej szpiegowskiej intrygi. To powieść, która ma nas wciągnąć i pozwolić na oderwanie się od świata na kilka godzin. Wszystkie elementy idealnie się składają na powieść rozrywkową: lekki i humorystyczny styl, interesujące postacie, proste, ale wciągające schematy (Taida kontra cała biurokratyczna machina, "niedobrana" drużyna, której współpraca świetnie wychodzi, szermierz natchniony kontra przeważające siły wroga). Andrzej Ziemiański stworzył świat i postacie, z którymi po prostu można się polubić - a potem wyczekiwać ich kolejnych przygód, które równie dobrze mogą nigdy się nie kończyć.


Andrzej Ziemiański "Virion. Pustynia" (2022)
Wydawnictwo: Fabryka Słów

Cykl "Szermierz natchniony":
1. Virion. Zamek (recenzja)
2. Virion. Pustynia

Share:

0 komentarze